W ubiegły weekend Brazylia wybrała nowego prezydenta. Zwycięstwo odniósł kandydat lewicy Luiz Inacio Lula da Silva, który pokonał obecnie urzędującego Jaira Bolsonaro różnicą ok. 2 mln głosów. Część zwolenników Bolsonaro nie potrafi się jednak pogodzić z porażką i wyszła na ulice. Zablokowano niektóre autostrady i drogi krajowe, doszło też do lokalnych zamieszek.
Demonstracje zwolenników Bolsonaro utrudniły życie Formule 1. We wtorek informowano, że na trasie utknęły ciężarówki przewożące sprzęt ekip F1. Z problemami uporać musiała się m.in. ekipa Ferrari. Pojazdy ostatecznie ruszyły dalej w drogę, ale protesty Brazylijczyków martwią F1 i FIA w obliczu nadchodzącego GP Sao Paulo.
Jak poinformował dziennikarz Pedro Fermin Flores, F1 oraz FIA pozostają w kontakcie z organizatorem GP Sao Paulo, a czarny scenariusz zakłada nawet odwołanie wyścigu F1 na torze Interlagos. Jest to realna opcja, bo demonstracje sympatyków Bolsonaro mają miejsce m.in. w Sao Paulo. Z tego powodu w mieście tworzą się gigantyczne korki, co ma wpływ na pracę wielu innych obszarów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siatkarz romantyk. Taką niespodziankę sprawił partnerce
Zamieszanie na ulicach Sao Paulo przyczyniło się też do problemów na pobliskim lotnisku, które musiało odwołać dziesiątki lotów. To pokłosie tego, że część personelu nie była w stanie dotrzeć do pracy w porcie lotniczym.
Pocieszeniem dla F1 może być to, że GP Sao Paulo zaplanowano na 11-13 listopada. Do tego czasu sytuacja w Brazylii może się nieco uspokoić. We wtorek doszło do wystąpienia Jaira Bolsonaro - pierwszego od momentu zakończenia wyborów prezydenckich. Agencja Reuters informowała, że ustępująca głowa państwa pogodziła się z porażką i uzna wyniki elekcji. Tak się jednak nie stało.
Jair Bolsonaro we wtorkowym wystąpieniu nie powiedział wprost, że uznaje zwycięstwo Luiza Inacio Luli da Silvy. Prawicowy polityk przyznał jedynie, że dalej będzie przestrzegał konstytucji. Równocześnie upoważnił on szefa swojego gabinetu do rozpoczęcia procedury przekazania władzy, co mimo wszystko daje nadzieję, że sytuacja w Brazylii zmierzać będzie ku dobremu.
Czytaj także:
"To bajki". Nikt nie wierzy Red Bullowi w F1
Sabotaż w F1? Alonso ma pretensje do własnego zespołu