W sezonie 2026 w Formule 1 zobaczymy zupełnie nowe silniki, które będą tańsze w produkcji i łatwiejsze w konstrukcji od obecnie stosowanych. To ma zachęcić nowych producentów do wejścia do F1. Tak też się dzieje, bo swoje plany przedstawiło już Audi, a w gronie zainteresowanych rywalizacją w królowej motorsportu wymienia się takich gigantów motoryzacji jak Porsche, Ford, Hyundai i Honda.
Już teraz w stawce F1 mamy Aston Martina, który należy do miliardera Lawrence'a Strolla. Kanadyjski biznesmen najpierw w połowie 2018 roku nabył upadającą ekipę w F1, zaś dwa lata później przejął brytyjskiego producenta samochodów. Od tego momentu Stroll zainwestował w Aston Martina dziesiątki milionów dolarów, ale mimo to, zespół nie zamierza tworzyć silnika F1 na własną rękę.
- Oceniliśmy wszystkie nasze zasoby i sytuację w kontekście kolejnych lat. Zdecydowaliśmy, że jesteśmy bardzo zadowoleni z obecnego dostawcy silników. Dlatego porzuciliśmy pomysł z produkcją jednostek napędowych - powiedział "Auto Motor und Sport" Mike Krack, szef Aston Martina.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: nagranie wyświetlono ponad 2 mln razy. Co za gest!
Brytyjska ekipa od lat korzysta z jednostek napędowych Mercedesa. Tak było jeszcze w czasach, gdy startowała ona w F1 jako Force India. Zmiany właścicielskie sprawiły, że relacje Aston Martina z niemieckim producentem stały się jeszcze bliższe. To zasługa dobrych relacji Lawrence'a Strolla i Toto Wolffa.
Silnikiem Mercedesa zachwycony jest Fernando Alonso, który w roku 2023 przeniesie się do Aston Martina. Hiszpan wierzy, że w nowym otoczeniu może powalczyć o tytuł mistrzowski. - Gdy przed ostatnim testem w Abu Zabi powiedzieli mi, jaki jest przebieg silnika, to byłem zmartwiony. Powiedziałem ekipie, że ta liczba jest trochę za wysoka, jak na znane mi standardy. Jednak nie było żadnych problemów. Ten silnik jest wyjątkowy - powiedział 41-latek.
Czytaj także:
Ferrari może stracić Charlesa Leclerca. Popłoch we włoskim zespole
Czy kryptowaluty wpędzą F1 w tarapaty? Niepokój w padoku