Chcieli wrócić do F1. "Nie stać nas"

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: restart wyścigu F1 o GP Australii
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: restart wyścigu F1 o GP Australii

Przez kilkanaście lat Formuła 1 gościła w Malezji. Wysokie nakłady finansowe sprawiły, że działacze zrezygnowali jednak z GP Malezji. Teraz Malezyjczycy znów pomyśleli o F1, ale pojawił się pewien kłopot.

W tym artykule dowiesz się o:

Ostatnie GP Malezji w Formule 1 rozegrano w roku 2017, a po zwycięstwo na torze Sepang sięgnął wtedy Max Verstappen. Wówczas władze kraju i obiektu twierdziły, że promocja poprzez F1 nie daje satysfakcjonujących rezultatów. Działacze powtarzali, że "nie warto inwestować" w wyścig, narzekając też na słabnącą frekwencję. Spora część kibiców z Europy omijała bowiem Malezję.

Malezyjczycy na krótko skupili się na MotoGP, zakładając nawet malezyjski zespół i promując swój kraj przez wyścigi motocyklowe. Najwidoczniej jednak zrozumieli swój błąd w momencie, gdy Formuła 1 zaczęła bić rekordy popularności, a rywalizacja stała się znacznie ciekawsza.

W ostatnich miesiącach w Malezji odbyła się debata na temat odzyskania miejsca w kalendarzu F1. O ile rządzący nie wykluczali takiego ruchu, o tyle kosztorys całego przedsięwzięcia sprawił, że GP Malezji prędko nie powróci na tor Sepang.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: słynna narciarka wzięła piłkę do kosza. A potem taka mina!

- Organizacja wyścigu F1 jest bardzo kosztowna. Sama modernizacja toru wymagałaby od nas inwestycji na poziomie 20 mln ringgitów (ok. 4,5 mln dolarów). Gdybyśmy mogli zorganizować GP Malezji, to zrobilibyśmy wszystko, co konieczne. Jednak w tej chwili nas na to nie stać - powiedziała minister sportu Hannah Yeoh, cytowana przez gpblog.com.

GP Malezji pojawiło się w F1 w roku 1999 i gościło w nim nieprzerwanie do końca sezonu 2017. Warto zauważyć, że zarządcy toru Sepang padli ofiarą własnego sukcesu. Gdy królowa motorsportu otwierała się na świat i rynek azjatycki, Malezja skusiła F1 wysokimi opłatami za prawa do Grand Prix. Jednak w kolejnych latach stawki poszły mocno w górę, co ma związek m.in. ze wzrostem popularności dyscypliny.

Obecnie kraje Bliskiego Wschodu (Arabia Saudyjska, Bahrajn, Katar) są gotowe płacić po 50-60 mln dolarów rocznie za prawa do F1. Wysoką opłatę licencyjną wnosi też pobliski Singapur.

Czytaj także:
- Miliarder chce zwycięstw w F1. Podia Alonso już mu nie wystarczą
- Wyrzucił Rosjanina z zespołu. "Inaczej zostalibyśmy ukrzyżowani"

Komentarze (0)