W Moskwie nazwali go zdrajcą. Ferrari da szansę Rosjaninowi w F1
Robert Shwartzman przez lata wspierany był przez przyjaciela Władimira Putina i startował jako Rosjanin. Gdy Kreml zaatakował Ukrainę, nagle przypomniał sobie o izraelskim paszporcie. Teraz znów zobaczymy go w F1 w bolidzie Ferrari.
Kierowca z Moskwy przez lata czerpał korzyści z przynależności do programu juniorskiego SMP Racing, finansowanej przez oligarchę Borisa Rotenberga, przyjaciela Władimira Putina. To właśnie rosyjski kapitał pozwalał mu startować w F2 i F3, miał także wpływ na jego przynależność do akademii talentów Ferrari.
Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, Shwartzman niejako "zdradził" swojego patrona, bo przypomniał sobie o posiadaniu... izraelskiego paszportu. W ten sposób ominęła go konieczność podpisania deklaracji FIA o neutralności politycznej. W treści tego dokumentu znajdziemy m.in. słowa potępiające rosyjską inwazję na Ukrainę, co nie podoba się wielu sportowcom z kraju Putina. Część z nich odmówiła podpisania deklaracji i zrezygnowała ze startów na arenie międzynarodowej.
ZOBACZ WIDEO: tak trenuje 43-letni wojownik MMA. "No coś tam potrafisz"Zachowanie Shwartzmana wywołało spore oburzenie w świecie motorsportu. W Rosji został określony mianem zdrajcy, bo wybrał jazdę dla Izraela. Z kolei na Zachodzie krytycznie oceniono jego nagłą zmianę nacji, zwłaszcza że wcześniej 23-latek nie przywiązywał żadnej wagi do posiadania paszportu Izraela.
Najbardziej skorzystało na tym Ferrari, które zachowało kierowcę rezerwowego. Shwartzman w sezonie 2022 dostał okazję do występów w dwóch treningach F1, a lada moment znów zobaczymy go w czerwonym samochodzie. Włoski zespół właśnie poinformował, że przy okazji GP Holandii rosyjsko-izraelski kierowca w pierwszej sesji zastąpi Carlosa Sainza.
Natomiast pod koniec sezonu, przy okazji GP Abu Zabi, kierowca z Moskwy ma zająć miejsce Charlesa Leclerca w czerwonym bolidzie. W ten sposób Włosi wypełnią regulaminowy wymóg polegający na oddaniu dwóch treningów młodym zawodnikom.
- Zadanie nie jest łatwe. Wybór odpowiedniego miejsca, by dać szansę jazdy Robertowi, był trudny. Tory w Singapurze, Japonii i Las Vegas nie nadają się do tego, by debiutant siedział za kierownicą. Z kolei w Austin i Katarze mamy weekendy sprinterskie. Wybór nie jest zatem zbyt duży - powiedział racefans.net Frederic Vasseur, szef Ferrari.
Czytaj także:
- Wyciekły szczegóły kontraktu Hamiltona. Ogromne pieniądze dla Brytyjczyka!
- Kierowca F1 bohaterem powieści erotycznej. "Co to do cholery jest?!"