Sergio Perez od początku GP Japonii rozrabiał na torze. Zaczęło się tuż po starcie, kiedy to wypchnął poza tor Lewisa Hamiltona. W tym incydencie Meksykanin uszkodził przednie skrzydło, co wymusiło na nim wizytę w alei serwisowej. Doszło do niej w momencie neutralizacji, gdyż funkcyjni musieli posprzątać asfalt z części rozbitych bolidów.
Perez po wyjeździe z pit-lane popełnił błąd, bo wyprzedził kilku kierowców i chociaż momentalnie oddał im pozycje, to sędziowie nałożyli na niego karę 5 s. Kierowca Red Bull Racing po kolejnym pit-stopie znów spadł na koniec stawki i najwidoczniej chciał szybko nadrobić stracony dystans. Tylko tak można ocenić jego bezmyślny atak na Kevina Magnussena.
- Tego bolidu nie da się prowadzić - stwierdził Perez po kolizji z Magnussenem, po którym wycofał się z rywalizacji. Chwilę później sędziowie nałożyli na kierowcę Red Bulla kolejną karę - znów 5 s. Tyle że Meksykanin nie zdążył jej odbyć, bo znajdował się już w garażu.
ZOBACZ WIDEO: Bartosz Zmarzlik został ofiarą walki działaczy. "Oni dostali małpiego rozumu"
Ku ogromnemu zdziwieniu kibiców F1, po kilkunastu minutach przerwy, Red Bull zaczął przygotowania do ponownego wyjazdu Pereza na tor. Chociaż kierowca z Meksyku miał kilkanaście okrążeń straty, to mechanicy "czerwonych byków" w pocie czoła zaczęli odbudowywać jego maszynę.
Perez powrócił do rywalizacji w GP Japonii na jedno okrążenie, odbył karę otrzymaną za wjechanie w Magnussena i ponownie wycofał się z wyścigu. Wszystko wskazuje na to, że zespół z Milton Keynes zabezpieczył się w ten sposób przed ewentualnym "przepisaniem" sankcji na kolejny wyścig - GP Kataru. Sędziowie mogliby uznać, że 33-latek nie zrealizował ich postanowienia i tym samym zamieniliby 5 s na karne przesunięcie na polach startowych na torze Losail.
"Jeśli na kierowcę nałożono karę, a nie jest w stanie jej zrealizować z powodu wycofania się ze sprintu albo wyścigu, to sędziowie mogą zamienić karę na cofnięcie na polach startowych w kolejnym Grand Prix" - czytamy w regulaminie F1.
Jest to jedynie możliwość, a nie obowiązek. Sędziowie mogliby uznać, że Perez na tyle narozrabiał w GP Japonii, że prewencyjnie należy go ukarać w GP Kataru, aby nieco ostudzić rozpaloną głowę Meksykanina.
Rownocześnie przepisy F1 nie zabraniają na powrót do rywalizacji bolidu, który spędził kilkanaście minut w garażu, nawet jeśli nie ma on większych szans na zdobycie punktów. Regulamin stanowi jedynie, że aby kierowca został sklasyfikowany w wynikach danego Grand Prix, musi pokonać 90 proc. dystansu. Stewardzi mają też możliwość wywieszenia czarnej flagi zawodnikowi, jeśli uznają, że stanowi on zagrożenie dla rywali. Zmusza to go wówczas do powrotu do alei serwisowej.
Perez za błędy w GP Japonii otrzymał cztery punkty karne. Łącznie ma ich siedem, zgromadzenie dwunastu "oczek" karnych skutkuje automatyczną pauzą w jednym wyścigu F1.
Czytaj także:
- Sztuczna inteligencja w F1? Hamilton ma zaskakujący pomysł
- "Pocałuj mnie". Nietypowa nagroda w F1