Wypadek Kevina Magnussena z 33. okrążenia GP Meksyku miał ogromny wpływ na losy wyścigu Formuły 1 na Autodromo Hermanos Rodriguez. Duńczyk chwilę przed zdarzeniem zgłosił problem z lewą tylną oponą, po czym najechał na tarki i stracił panowanie nad bolidem Haasa. Po chwili kierowca amerykańskiej ekipy z ogromną prędkością uderzył w bariery ochronne.
Magnussen szybko opuścił kokpit zniszczonego samochodu i było widać, że jest wyraźnie oszołomiony. Nie popisali się przy tym funkcyjni, bo w tylnej części bolidu pojawił się ogień. Trzeba było czekać dłuższą chwilę, aż na miejscu pojawił się ktoś z gaśnicą.
Zniszczenie barier ochronnych w miejscu wypadku sprawiło, że sędziowie postanowili wywiesić czerwoną flagę i przerwali rywalizację, tak aby porządkowi mogli naprawić infrastrukturę toru.
ZOBACZ WIDEO: Polski mistrz szczerze o swojej przemianie. "Byłem łobuzem"
- Po co ta czerwona flaga? Widziałem, że bolid się pali, ale przecież wszystko jest posprzątane - irytował się za kierownicą Max Verstappen. Kierowca Red Bull Racing w momencie zdarzenia prowadził w GP Meksyku i miał najwięcej do stracenia w tej sytuacji. Ponowny restart wyścigu z pól startowych oznacza dla Holendra ryzyko utraty pierwszej pozycji.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że do wypadku Magnussena doprowadziła najprawdopodobniej awaria tylnego zawieszenia.
Czytaj także:
- Strzelanina przed GP Meksyku. Jedna osoba nie żyje
- Kończy 93 lata. Świat nie zapomni, co mówił o Putinie i Hitlerze