Na Fernando Alonso nałożono karę 20 s w związku z wydarzeniami na ostatnim okrążeniu GP Australii. Kierowca Aston Martina bronił się przed atakami George'a Russella. Przed jednym z zakrętów zahamował wcześniej, aby nieco zaskoczyć rywala z Mercedesa i lepiej wyjść na prostą. Tyle ze Brytyjczyk spanikował, zahamował zbyt mocno, stracił przyczepność i poważnie rozbił swój bolid.
42-latek zaraz po decyzji sędziów podkreślał w mediach społecznościowych, że nie zgadza się z karą. Swoje zdanie podtrzymał niemal dwa tygodnie później na briefingu prasowym przed GP Japonii. - Myślę, że zasady jazdy obronnej były jasne i ciągle są jasne. Ta kara w Melbourne była zaskakująca. Nic nie jesteśmy w stanie zrobić i musimy ją zaakceptować. Nie zmieni to jednak mojego podejścia do wyścigów i mojego stylu jazdy - zapowiedział były mistrz świata, cytowany przez motorsport.com.
Sędziowie w uzasadnieniu decyzji wytknęli Alonso, że na ostatnim okrążeniu zachował się inaczej niż na wcześniejszych "kółkach". 42-latek podtrzymuje jednak, że kierowca na dystansie całego wyścigu nie jest w stanie pojechać identycznie każdego kolejnego okrążenia. - Nie ma takiego obowiązku. Czasem zwalniamy, aby oszczędzać paliwo, opony czy baterię - zauważył.
ZOBACZ WIDEO: Oskarżył działacza o hamowanie rewolucji. "Pan Bóg spowodował, że go dzisiaj nie ma"
- Czasem jeździmy wolniej w zakrętach albo innych sekcjach toru, aby bolid jadący z tyłu dostał wsparcie DRS, bo są sytuacje, gdy to pomaga na danym etapie wyścigu. To wszystko jest normalne. Tak zawsze było, jest i będzie w motorsporcie. Tym razem dostaliśmy karę, prawdopodobnie jednorazową i mam nadzieję, że więcej nie zostanie ona zastosowana - dodał Alonso.
Stewardzi w notatce po GP Australii stwierdzili, że wypadek Russella nie miał wpływu na ich decyzję i nawet gdyby do niego nie doszło, Alonso otrzymałby karę za przedwczesne hamowanie i doprowadzenie do "potencjalnie niebezpiecznej" sytuacji na torze. Kierowca Aston Martina widzi to inaczej.
- Gdyby się nie rozbił, to na 100 proc. sytuacja zostałaby zignorowana. Gdyby to się działo w Abu Zabi albo na jakimś innym torze z asfaltowym poboczem, to pojechałby dalej i spróbował kolejnego ataku na następnej prostej. Nie byłoby żadnego problemu - stwierdził Alonso.
Zdaniem Hiszpana, większym problemem jest szósty zakręt toru Albert Park w Melbourne, gdzie bolidy po uderzeniu w bandę potrafią wrócić na nitkę wyścigową. - To nie jest zbyt bezpieczne miejsce. W zeszłym roku rozbił się tam Albon, w tym sezonie znów miał tam wypadek - tyle że w treningu. To jest miejsce do zmiany i ważniejsze zadanie niż to, co kierowca może zrobić, a czego nie może - podsumował zawodnik Aston Martina.
Czytaj także:
- To będzie koniec dominacji Red Bulla w F1? Verstappen nie panikuje
- Verstappen gotów odejść z F1. Padła data