W Korei Płd. plują sobie w brodę. "Spektakularna klapa"

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: tor w Korei Południowej
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: tor w Korei Południowej

Budowa nowoczesnego obiektu pochłonęła ok. 300 mln funtów (1,5 mld zł). Miał on być symbolem rozwoju Korei Południowej, ale ostatecznie zorganizowano na nim tylko cztery wyścigi F1. Koreańczycy mówią wprost: zaliczyliśmy "spektakularną klapę".

W tym artykule dowiesz się o:

Korea Południowa ma problem z torem wyścigowym, który jeszcze przed kilkoma laty gościł kierowców Formuły 1. Budowa obiektu kosztowała ok. 300 mln funtów (ok. 1,5 mld zł). Tymczasem obiekt stoi i niszczeje. Nie są na nim organizowane żadne poważne zawody międzynarodowe.

Plan był prosty. Budowa toru i późniejsza organizacja wyścigu F1 miały pokazać, jak rozwinęła się Korea Południowa i potwierdzić jej status w regionie. Skończyło się na ledwie czterech edycjach GP Korei Południowej. Ostatnia miała miejsce w roku 2013. Dlaczego?

Koreański obiekt sprawiał problemy od początku. Jego powstanie było droższe niż sądzono. Dodatkowo wysokie koszty nabycia praw do organizacji wyścigu F1 (ok. 75 mln funtów rocznie) sprawiały, że impreza nie przynosiła profitów. Kłopotliwa była też lokalizacja.

ZOBACZ WIDEO: Jednoznaczna odpowiedź Miśkowiaka na temat Włókniarza. Czy klub nadal zalega mu pieniądze?

Korean International Circuit wybudowano ok. 320 kilometrów od Seulu. Po latach uznano, że to jeden z powodów, dla którego obiekt nie odniósł komercyjnego sukcesu. W pobliżu brakuje metropolii, a co za tym idzie - osób chętnych do codziennego korzystania z toru, aby np. pobawić się na nim za kierownicą samochodu czy motocykla.

Lokalizacja toru była też problemem dla kibiców zza granicy przy okazji GP Korei Południowej - dotarcie na obiekt prosto z Seulu było drogą przez mękę. Chociaż arena może pomieścić ponad 120 tys. osób, to w czasach goszczenia F1 świeciła pustkami. Nie inaczej jest teraz, gdy organizowane są na niej lokalne wydarzenia sportowe.

- Zaczynaliśmy z wielkim marzeniem o zarabianiu dużych pieniędzy, a skończyło się na spektakularnej klapie - powiedział w "New York Times" Park Bong-soon, urzędnik z prowincji Jeolla Południowa, w której mieści się tor.

Niewiele brakowało, a do skandalu doszłoby już w roku 2010. Obiekt otrzymał homologację FIA ledwie 10 dni przed pierwszą edycją GP Korei Południowej. Wszystko przez obfite opady deszczu, które doprowadziły do opóźnień w jego budowie. W trakcie wyścigu część obiektu nie była dostępna, a kierowcom dawał się we znaki źle położony asfalt. Wszystko przez to, że nawierzchnię układano w pośpiechu, aby zdążyć na czas.

Komentarze (2)
avatar
Mackenzie Russell-Smith
11.09.2024
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Podobna sytuacja jest w Malezji, Indiach i Wietnamie. :(