Z Monako Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Dla wielu to miejsce, w którym roi się od miliarderów i przepychu. Niektórzy marzą o tym, by choć raz w życiu wejść do kasyna w Monte Carlo i spróbować szczęścia. Kibice Formuły 1 obrazki z portu pełnego luksusowych jachtów i drogich żaglówek znają niemal na pamięć. Jednak na kilka tygodni przed GP Monako można się rozczarować tym, jak wygląda jedna z bogatszych lokalizacji na świecie.
Rusztowania, kładki i płoty w raju miliarderów
- Można się przyzwyczaić - mówi Hamza, który wiezie mnie taksówką z Nicei do Monako. Hotel mieści się niemal w samym sercu Monte Carlo, więc jedziemy trasą, którą za kilka tygodni pomkną bolidy F1. Zza szyby obserwuję setki metrów płotów, rusztowań, siatek i innych zabezpieczeń, które już czekają na najlepszych kierowców na świecie.
ZOBACZ WIDEO: Michał Korościel o swoim fenomenie. "Zawsze wołali moją mamę do szkoły"
Monako ma 2,02 km2 powierzchni. Dla porównania Wrocław rozciąga się na 292 km2, co czyni stolicę Dolnego Śląska ponad 140 razy większą przestrzenią. Równocześnie Monako to drugie (po Watykanie) najmniejsze państwo świata z ledwie 38 tys. mieszkańców. Najbogatsi tego świata pragną jednak mieć tutaj status rezydenta - daje on gwarancję zwolnienia z podatków. Jest tylko jeden "haczyk" - wcześniej trzeba zapłacić od 0,5 do 1 mln euro (ponad 2-4 mln zł).
Efekt jest taki, że w Monako żyje najwyższy odsetek milionerów na liczbę mieszkańców na świecie. Według danych z 2020 roku, jest ich 12 261, spośród 38 300 ogółu. W tym gronie znajdują się takie gwiazdy F1 jak Lewis Hamilton, Max Verstappen czy Nico Rosberg.
Chociaż drogi jeszcze nie są zamknięte, bo dochodzi do tego o godz. 6 rano w dniu rywalizacji, to taksówkarz dwukrotnie myli trasę niemal przed samym hotelem. Nie wiem, czy nie potrafi się odnaleźć w tej niecodziennej aranżacji. - Przepraszam, zaraz będziemy. Mój błąd - komentuje krótko.
- Jeśli komuś nie pasuje Monako w takiej wersji, to po prostu wyjeżdża stąd na kilka tygodni - mówił w jednym z wywiadów Michel Ferry z Automobilklubu Monako, organizatora zawodów F1 w księstwie. To państwo-miasto jest bowiem nietypowe. Większość rezydentów to bogacze, którzy posiadają luksusowe rezydencje w innych zakątkach świata. Jeśli nie lubią ryku silników, mogą wsiąść do prywatnego odrzutowca i odpocząć w innym miejscu. Przeciętny Kowalski, gdyby zorganizować mu GP Polski w Warszawie, nie mógłby sobie na to pozwolić.
Monako co roku musi wyłożyć 5 mln euro na budowę tymczasowego toru i trybun. Aby kierowcy mogli się ścigać w kultowym miejscu, trzeba rozłożyć 21 km metalowych barier, 1 km barier Tecpro (lepiej wchłaniają energię uderzenia), ok. 20 tys. m2 siatki drucianej i 3 tys. opon. Co 15 m rozstawiona jest gaśnica ratunkowa (łącznie jest ich 800), a dziewięć dźwigów dba o to, by szybko i sprawnie zabrać uszkodzone bolidy z toru. Przy budowie toru pracuje ok. 250 osób.
Państwo-miasto jest tak małe, że organizatorzy GP Monako... nie są w stanie pomieścić wszystkich rusztowań, barierek i siatek w okresie pozawyścigowym. Dlatego po demontażu infrastruktury torowej, całość trafia do wynajętych magazynów - przede wszystkim we francuskiej Nicei i we Włoszech. Co ciekawe, o ile budowa toru trwa ok. sześciu tygodni, jego rozbiórka - trzy. Jak ujął to Michel Ferry, "jak to w życiu, trudniej coś zbudować, niż zniszczyć".
Dopiero spacerując po Monako, można docenić, jak wszystko w tym mieście jest zaplanowane z myślą o F1. Raj dla miliarderów można porównać do Tetrisa. W chodnikach przewidziano specjalne dziury, w których montowane są mocowania barierek. Całymi ulicami ciągną się kable, które dostarczają prąd na potrzeby kamer, telebimów i oświetlenia. Nikomu one nie przeszkadzają, turyści omijają je z gracją.
- Ciekawe, jak długo takie kable wytrzymałyby w Polsce? - to pytanie pojawia mi się głowie, gdy mijam kolejną stację z agregatem. Przecież u nas w ostatnim czasie regularnie obcinane są kable ze stacji ładowania samochodów elektrycznych. Tyle że my nie jesteśmy rajem dla miliarderów.
I ci bogacze, a w każdym razie tysiące zamożnych mieszkańców Monako, nie narzekają na utrudnienia związane z budową toru. Tu nie widać dużego sprzeciwu wobec tego, że barierki zwężają chodniki i momentami trudno ominąć wolniejszą grupę spacerowiczów albo wycieczkę, która dopiero co wyszła z autokaru.
Raj dla Rosjan
Spacerując po Monako, można nie tylko dostrzec, jak pomysłowo zaplanowano montaż metalowych barier, ale też można usłyszeć, jak wszechobecny jest tutaj język rosyjski. Mała restauracja w pobliżu centrum konferencyjnego Grimaldi Forum, a przy stoliku dyskutują dwie Rosjanki. Po krótkim postoju na pizzę spaceruję w kierunku portu, aby zobaczyć kluczową sekcję toru wyścigowego i po chwili gubię się w liczeniu Rosjan.
W kolejnych dniach jest tak samo. Język rosyjski można też usłyszeć na Top Marques Monaco - wyjątkowych targach, na których sprzedawane są zabytkowe bolidy F1 i luksusowe samochody. W pobliżu Pałacu Księcia Monako spotykam całą wycieczkę seniorów, którzy mają małe rosyjskie flagi na rękawach, aby nie zgubić się w ramach grupy. - Jak oni tu dotarli? - zastanawiam się.
- Nie wydaje mi się, abyśmy od 2022 roku mieli mniej klientów z Rosji - słyszę od recepcjonisty w hotelu, gdy próbuję zorientować się w sytuacji. Jednak Rosjanie turyści to w Monako wyjątek. Zdecydowaną większość stanowią po prostu rezydenci-miliarderzy. Mają tutaj swoje apartamenty i nikt im nie zabroni przebywać w księstwie.
Tu jak na dłoni widać, że wojna w Ukrainie nie zmieniła życia najbogatszych Rosjan. Może gdzieniegdzie zamrożono im majątek, może odebrano im wizy, ale Monako czeka na nich z otwartymi ramionami. Na jednym ze spacerów mijam opiekunkę z rosyjskimi dziećmi, w porcie jakaś grupa młodszych Rosjan wybiera wina do obiadu. Dla nich wojna prowadzona przez Władimira Putina w Ukrainie to jakiś abstrakcyjny temat.
- Boicie się wojny, bo jest blisko was - mówi mi taksówkarz, gdy wybieram się w drogę powrotną na lotnisko. Pochodzi z Algierii i podkreśla, że w Afryce różnego rodzaju konflikty są normą. Nikt się nimi nie przejmuje, nie nakłada sankcji. Dlatego też nie ma nic przeciwko wożeniu rosyjskich obywateli. Dla niego kurs jak kurs, okazja do zarobku.
Monako na każdą kieszeń
Jeśli coś zaskakuje w tym państwie-mieście, to ceny. Jeśli ktoś przyjedzie tutaj na jednodniową wycieczkę, będąc np. na Lazurowym Wybrzeżu, wcale nie musi wydać majątku. Można znaleźć lokale, w których zjemy poranne kanapki w cenie 6-8 euro (25-30 zł). W porcie, tuż przy budowanym torze F1, udało mi się zjeść pizzę za 12 euro (ok. 50 zł), ale w ofercie były też mniejsze (6 euro, czyli ok. 25 zł). Jeśli ktoś szuka czegoś bardziej wyszukanego, może zjeść główne danie w granicach 20-30 euro (ok. 100-120 zł).
Gorzej, jeśli ktoś chciałby nabyć mieszkanie w tej prestiżowej lokalizacji. Z polskich sportowców w Monako zdarza się przebywać np. Robertowi Kubicy i Hubertowi Hurkaczowi. Ile mogli wydać na lokum? Trudno powiedzieć. W Monako rozpiętość cen na rynku nieruchomości jest bardzo duża. Znalazłem np. 3-pokojowe mieszkanie na sprzedaż za 4,95 mln euro (ok. 20 mln zł), ale też ekskluzywną willę z basenem za 17,5 mln euro (pond 75 mln zł).
Jeśli ktoś nie wygrał fortuny w zakładach losowych, może pomyśleć o wynajmie. Takie oferty również można znaleźć w księstwie. Apartament o powierzchni 230 m2 to wydatek rzędu 25 tys. euro plus rachunki miesięcznie (ponad 100 tys. zł). Wynajem o połowę mniejszego mieszkania kosztuje 12 tys. euro plus rachunki (ponad 50 tys. zł) miesięcznie.
Dla porównania, średnia cena wynajmu mieszkania w Warszawie to obecnie ponad 6 tys. zł. W przypadku stolicy odpada też "problem" z wyprowadzką na okres budowy toru F1.
Wiesz gdzie leży miasteczko Rydzyna a miasteczko Ośno Lubuskie?
Mają po ok. 5 tysiecy mieszkańców!
Księstwo Monaco jest tej wielkości jak te małe miejscowosci w Pols Czytaj całość