Początek wakacji to tradycyjnie w Formule 1 inauguracja tzw. "silly season', czyli otwarcie rynku kierowców, pierwsze rozmowy i negocjacje dotyczące ewentualnych transferów. Ten sezon jest jednak inny, od początku zdominowany przez wyjątkowe kontrowersje wokół opon, a w efekcie bardzo wyraźnie polityczny. To polityka, a nie półoficjalne rozmowy z kierowcami była bowiem wiodącym tematem ostatnich tygodni w Formule 1. Trybunał FIA wywołał spore zdziwienie wyjątkowo łagodnym werdyktem w sprawie zespołu Mercedesa. Spodziewano się znacznie poważniejszych konsekwencji. W środowisku Formuły 1 panowało wręcz przekonanie o mocno ukierunkowanym działaniu Jeana Todta mającym na celu uzyskanie dobrowolnej rezygnacji Pirelli z ubiegania się o nowy kontrakt na dostawę opon, co otworzyłoby drogę firmie Michelin. Głównym ambasadorem tej linii miał być zespół Red Bulla mający ponoć duże nadzieje na znacznie wyższą karę dla Mercedesa, a takie przecież były ogłaszane, chociażby w 2007 roku w przypadku Mclarena. Wtedy było to 100 milionów dolarów. Teraz zapewne obecny na rozprawie szef Red Bulla Christian Horner liczył na wyższą sumę. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Red Bull mocno obawia się bardzo zaawansowanego programu rozwoju przyszłorocznych silników V6 przez Mercedesa. Jest prawdopodobne, iż właśnie ten czynnik będzie odgrywał w sezonie 2014 kluczową rolę, a astronomiczny poziom kary miałby zniwelować aktualną przewagę Mercedesa w tym wyścigu technologicznym lub nawet być motywem skłaniającym do wycofania się z Formuły 1. Nie jest to wbrew pozorom scenariusz nierealny. Tego typu decyzje są podejmowane przez zarząd, a zarządy znane są z tego, iż potrafią funkcjonować w dużym oderwaniu od emocji sportowych.
Bez względu na ograniczone konsekwencje wspólnego testu Pirelli i Mercedesa Grand Prix Wielkiej Brytanii może okazać się wydarzeniem znacznie poważniej wpływającym na przyszłość firmy Pirelli. Bycie monopolistą w Formule 1 to ogromne wyróżnienie i wyjątkowa promocja. Dzisiejszy wyścig, w moim przekonaniu zmienił tą promocję w antyreklamę, stawiając zatem sens zaangażowania włoskiej firmy pod dużym znakiem zapytania. Spektakularne, następujące jeden po drugim defekty tylnej opony to obraz, który może przylgnąć na długo, ponieważ z całą pewnością nie jest to normalna sytuacja. Silverstone, mający swe początki jako baza lotnicza RAF z czasów drugiej wojny światowej jest torem faktycznie bardzo mocno obciążającym ogumienie i nie jest to problem tylko temperatury tak jak na przykład w Australii. Angielski obiekt obfituje w bardzo szybkie zakręty, pokonywane pod wyjątkowo dużym obciążeniem aerodynamicznym. To znacznie przewyższa trudy pracy opony przy hamowaniu, przyspieszaniu, czy pokonywaniu wolnych zakrętów. Bardzo charakterystycznym, wręcz kultowym sektorem jest Becketts, będący swoistą sekwencją kilku skrajnie szybkich zakrętów. Obciążenie jakiemu opona musi sprostać w trakcie tych kilku sekund jazdy przez Becketts jest rekordowo duże i właśnie bezpośrednio po tym fragmencie miały miejsce defekty opon w przypadku Hamiltona, Massy, Vergne’a, czy Pereza. Becketts jest tym bardziej nietypowe, iż pomimo uzyskiwanej tam prędkości bardzo często łączy się z agresywnym najeżdżaniem na krawężniki i wydaje mi się, że właśnie ten element, oczywiście w połączeniu z obciążeniem okazał się zbyt wielkim wyzwaniem dla newralgicznej konstrukcji opon.
Nie były to bowiem losowe opony tylko za każdym razem lewy tył. Większość zespołów natychmiast poinformowała kierowców o konieczności trzymania się z daleka od krawężników w sekwencji Becketts. Niektórzy podnieśli również ciśnienie opon co z pewnością pogorszyło minimalnie charakterystykę prowadzenia, ale dawało oponom większe szanse na przetrwanie. Te środki zapobiegawcze okazały się skuteczne. Wydawało się, że dramaturgia z pierwszej połowy wyścigu już się w tych zawodach nie powtórzy. Stało się inaczej za sprawą Sergio Pereza. Nie wierzę, aby nie był poinformowany przez zespół o istniejącym zagrożeniu. Wydaje mi się, że ze względu na końcowe stadium wyścigu mógł o tym po prostu nie pamiętać. Tak, czy inaczej tego typu sytuacji mogło być więcej gdyby nie bardzo szybkie reakcje zespołów. Na przykład w obydwu samochodach Red Bulla stwierdzono po pierwszym pit stopie stan opon na granicy defektu. Na pewno nie można więc mówić o jednostkowych problemach tylko raczej o tym , że ogumienie nie nadawało się niestety do użytku w Grand Prix Wielkiej Brytanii, nie sprostało wymogom toru.
Dzisiejszy wyścig to jednak nie tylko spektakularne defekty ogumienia. To w dużej mierze wyścig utraconych szans dla dwóch, bardzo ambitnych kierowców, Hamiltona i Vettela. Hamilton, po defekcie opony i rewelacyjnej jeździe dojechał na czwartej pozycji, ale od początku weekendu miałem wrażenie, że to może być historyczny występ Brytyjczyka. Jego dominacja była bardzo widoczna, podczas kwalifikacji uzyskał bardzo znaczącą przewagę podkreślając uzyskanie pole position, a pod względem tempa wyścigowego zespół zrobił ogromne postępy. Nie ma śladu po problemach z pierwszych wyścigów, przynajmniej w takiej skali, a więc samochód był jak najbardziej w stanie wygrać w Anglii z zespołem Red Bulla, co przecież skutecznie udowodnił również bardzo szybki Rosberg. Jednak Hamilton był szybszy, był poza zasięgiem rywali i stąd żal, że nie był w stanie postawić kropki nad i. Podobnie szkoda Vettela, który w tym dramatycznym wyścigu nie popełnił najmniejszych błędów, kontrolując wyścig po defekcie Hamiltona. Co więcej, był to również wyścig niewykorzystanych szans dla Raikkonena, aczkolwiek mam wrażenie, że w tym wypadku wina leżała po stronie zespołu. Dużo mówiąca była komunikacja radiowa Raikkonena z zespołem podczas ostatniego w tym wyścigu pojawienia się na torze samochodu bezpieczeństwa. Na pytanie, czy nie lepiej było w tej sytuacji wymienić opony tak jak to zrobił chociażby Rosberg uzyskał odpowiedź, że być może lepiej, ale jest już na to za późno. Obawy Raikkonena potwierdziły się podczas pozostałych do mety kilku okrążeń w trakcie których spadł z drugiego na piąte miejsce. Bez defektu Vettela i wyjazdu samochodu bezpieczeństwa fiński kierowca powinien dojechać na trzecim miejscu.
Niezależnie od fatalnego wizerunku Pirelli po dzisiejszym Grand Prix konieczność zmian jest chyba jeszcze bardziej pilna niż na początku sezonu. W przeciwieństwie do pierwszych wyścigów nie są to teraz bowiem jedynie problemy zespołów z dopasowaniem ustawień do charakterystyki opon, jakkolwiek duże by one nie były. Teraz na szali leży bezpieczeństwo, a tego ignorować nie można. Zmiany muszą być więc szybkie, nie wykluczałbym postulatów Pirelli o kolejne testy. Najbliższe Grand Prix już za tydzień. Tor Nurburgring nie jest co prawda tak aerodynamiczny jak Silverstone, ale wiele osób w Formule 1 zastanawia się pewnie co by było gdyby kalendarz zakładał dzisiejszą imprezę nie w Anglii, lecz w belgijskim Spa Francorchamps.
***
Jarosław Wierczuk, były kierowca wyścigowy, a obecnie szef Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.
Profil Fundacji na FB: facebook.com/FundacjaWRP
Strona Fundacji: fundacjawrp.pl
"W środowisku Formuły 1 panowało wręcz przekonanie o mocno ukierunkowanym działaniu Jeana Todta mającym na celu uzyskanie dobrowolnej Czytaj całość