Spa to trochę taki pierwszy września dla kierowców Formuły 1. I nie tylko kierowców bowiem przez ostatnie kilkanaście dni, zgodnie z regulaminem fabryki musiały pozostać zamknięte. Jednak umysły takich osób jak Adrian Newey nie znają słowa wakacje, więc w królowej wyścigów zawsze można spodziewać się zmian technicznych, a w efekcie roszad w stawce kierowców. W Belgii już od czwartkowych treningów było jasne, że zmian, pomimo przerwy będzie dużo. Po wygranej Hamiltona w Budapeszcie wszyscy zaczęli go kreować na jedynego zawodnika mogącego w tym sezonie zagrozić Vettelowi. Szanse na to, aby ktokolwiek w tym roku zagroził Niemcowi są jednak moim zdaniem dość nikłe.
Główną siłą Red Bulla jest bowiem, poza samochodem i genialnym projektantem wyjątkowo mała ilość błędów i nie sądzę, aby się to miało szybko zmienić. Tak, czy inaczej nie tylko Mercedes próbuje gonić punktowo Red Bulla. Bardzo wysokie tempo ewolucji narzucił Lotus. W Belgii zaprezentował samochód z nowym, zwiększonym rozstawem osi. To bardzo duża i nieczęsta zmiana. Ostatnio na taki ruch zdecydował się zespół Mercedesa w 2010 roku. Technicznie zmiana była gotowa już na Grand Prix Węgier jednak kręty Hungaroring nie był miejscem skłaniającym do takich eksperymentów. Konsekwencje w przypadku Lotusa to przesunięcie masy bardziej na tył samochodu bowiem rozstaw osi został zwiększony głównie poprzez ingerencję w przód auta. Co ciekawe regulamin zabrania zmian w rozkładzie mas przekraczających 1% wagi samochodu. Kluczem do tej zagadki jest przednie zawieszenie Lotusa. Tajemnicą poliszynela jest wysoka waga tej konstrukcji i właśnie tą drogą Lotus chce jednocześnie odchudzić przód samochodu. Jednak to nie koniec zmian. Zarówno Lotus jak i np. Sauber próbowali swych sił z tak zwanym pasywnym DRS, przy czym nie chodzi tu o zwykłe zwiększenie prędkości maksymalnej na prostej co o tak ważne w Spa zwiększenie docisku aerodynamicznego w zakrętach przy zachowaniu takiej samej prędkości na prostej. Spa Franorchamps jest więc bardzo wymagające nie tylko sprzętowo, ale przede wszystkim pod kątem kierowców.
Jest, moim zdaniem obiektem wyjątkowym nie tylko ze względu na długą historię, często nieprzewidywalną pogodę, czy kultowy zakręt Eau Rouge. To mieszanka ukształtowania terenu i niepowtarzalnych kombinacji zakrętów, często wyjątkowo aerodynamicznych niezależnie od dość płaskiej konfiguracji skrzydeł. Pomimo skrajnie odmiennej scenografii i charakteru toru jest belgijskim odpowiednikiem Monako, ponieważ czynnik ludzki odgrywa tu większą rolę niż zazwyczaj, promując kierowców wybitnych pod względem naturalnego talentu. Chociażby z tego względu żaden z kierowców F1 nie przyzna się, że nie przepada za torem w Spa. W skali światowej coś z takiego charakteru ma moim zdaniem japońska Suzuka.
Jednak dla przedstawicieli Pirelli najważniejsze są porównania w zakresie obciążenia opon, a pod tym względem automatycznie przychodzi na myśl tegoroczny wyścig w Silverstone. Podobnie jak w Anglii dopuszczono opony twarde oraz średnie. Z całą pewnością Pirelli chciało zrobić wszystko, aby nie doszło do powtórki tamtych wydarzeń i dlatego dmuchało na zimne. Trudno bowiem inaczej określić kolejne zaostrzenie wartości minimalnych ciśnień (1,1 atmosfery), czy geometrii kół. Konstrukcja opony jest już przecież mocno zmieniona w stosunku do tej z Silverstone, a więc taka skala defektów byłaby raczej nierealna.
I rzeczywiście, po typowym dla Spa sobotnim chaosie pogodowym wyścig przebiegał, przynajmniej od strony opon spokojnie. Spokojnie i według mocno już utartego schematu, na który składało się z jednej strony zdobycie czwartego pole position z rzędu przez Hamiltona, a z drugiej prawie natychmiastowy deficyt tempa w wyścigu, przede wszystkim w stosunku do samochodów Red Bulla. Oczywiście nie w takiej skali jak podczas pierwszych wyścigów sezonu, ale mimo wszystko wiele faktów wskazywało na wyraźną wyższość samochodu Red Bulla w sensie tempa wyścigowego. Już sama zmiana na pozycji lidera na pierwszym okrążeniu była zaskoczeniem dla Brytyjczyka. Kamera z on boardu wyraźnie jednak pokazała różnicę prędkości między Vettelem, a Hamiltonem podczas pierwszego w wyścigu pokonywania zakrętu Eau Rouge. I tutaj dochodzimy do, moim zdaniem największego atutu samochodu Red Bulla. To nie jest tylko kwestia dość oszczędnego podejścia do opon, tak jak w przypadku Lotusa, czy przewagi pod tym względem nad bolidami Mercedesa. Ten samochód jest wyjątkowy pod względem aerodynamiki, co w Spa, gdzie czołowe zespoły preferują niski kąt ustawienia skrzydeł ma podstawowe znaczenie. I nie jest to cecha tylko tegorocznej konstrukcji. Zaryzykowałbym tezę, że poza zgraniem zespołu i wyjątkowo małą ilością błędów jest to podstawowa cecha stojąca za sukcesami zespołu na przestrzeni ostatnich kilku lat, a wszystko za sprawą wybitnego projektanta. Ze względu na wyjątkowość toru ten potencjał był dzisiaj bardziej widoczny niż na innych obiektach. Niebywała była wręcz łatwość z jaką Vettel zdobywał przewagę w ciągu pierwszych trzech okrążeń, po których dostał informację, że może już kontrolować wyścig i natychmiast się do tych instrukcji zastosował, czyli zaczął jechać poniżej limitu. Nie sądzę również, aby podczas pierwszych okrążeń podejmował jakieś wyjątkowo duże ryzyko i właśnie ten luz pokazuje de facto aktualną nietykalność pod względem szybkościowym samochodu Red Bulla.
Na dziesiątym okrążeniu Alonso, który startował z dziewiątego pola jest już trzy sekundy za Hamiltonem, jednak dla Brytyjczyka prawdziwe problemy zaczynają się po zmianie opon. Deficyt przyczepności widać gołym okiem, czasy momentalnie spadają i w efekcie bardzo szybko traci pozycję na rzecz Fernando Alonso. Bezproblemowo przebiega wyścig w przypadku lidera Sebastiana Vettela, który będąc w stanie oszczędzać opony i jednocześnie utrzymywać, a często lekko powiększać swoją przewagę zjeżdża na pierwszą wymianę opon najpóźniej z czołówki bo dopiero na piętnastym okrążeniu. Jednak pomimo tych różnic taktyka w przypadku całej czołówki jest niemalże identyczna. Pierwsza dziesiątka bez wyjątków startuje na bardziej miękkiej z dostępnych opon, a zdecydowana większość zespołów decyduje się na dwa postoje w boksach. To nie oznacza jednak, że brakuje w tych rozgrywkach strategicznych emocji. Duże zamieszanie spowodował przed ostatnią serią pit stopów Jenson Button, który zjeżdżając później od konkurencji objął trzecią pozycję po wymianie opon Hamiltona. Blady strach padł na ekipę Mercedesa kiedy Buttona poinformowano o zmianie taktyki na, bodajże "plan B".
Natychmiast pojawiła się interpretacja, że Button zamierza ukończyć wyścig w ramach jednego pit stopu, a Hamiltonowi przekazano, że będzie musiał spróbować odebrać trzecią pozycję w bezpośredniej walce na torze. Sprawa szybko się wyjaśniła w momencie zjazdu Buttona do boksów. Trudno ocenić czy "plan B" krył inny przekaz, czy była to celowa dezinformacja. Po ostatnich postojach w boksach kolejność pozostała niezmieniona, a Vettel na trzy okrążenia przed końcem po raz kolejny podkreślił swoją przewagę nad resztą stawki ustanawiając najszybszy czas okrążenia. Spotkało się to z natychmiastową reakcją zespołu w formie prośby o uspokojenie tempa jazdy, a przecież Vettel nie jechał w sposób nieodpowiedzialny, jechał w ramach stałego rytmu, ani wolniej, ani szybciej. Tym dobitniej pokazuje to faktyczną przewagę Red Bulla.
Bez wątpienia Red Bull jest w skali sezonu technicznie bezkonkurencyjny, a niesamowita w tym jest kilkuletnia ciągłość. Jednak, jak wcześniej wspominałem charakter toru w Spa po raz kolejny umożliwił jednemu z wybitnych kierowców pokazanie jazdy przekraczającej konkurencyjność samochodu. Swoje możliwości wyraźnie podkreślił Fernando Alonso awansując w wyścigu z dziewiątego na drugie miejsce.
***
Jarosław Wierczuk, były kierowca wyścigowy, a obecnie szef Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.
Profil Fundacji na FB: facebook.com/FundacjaWRP
Strona Fundacji: fundacjawrp.pl