Komentarz eksperta po wyścigu: Szczęśliwe 13-te zwycięstwo kończy sezon rekordów Vettela

Jarosław Wierczuk, były kierowca wyścigowy, a obecnie przedsiębiorca i szef Fundacji Wierczuk Race Promotion, fachowym okiem analizuje Grand Prix Brazylii.

Ten sezon był wyjątkowy nie tylko ze względu na opony, czy bezkonkurencyjną formę Red Bulla w drugiej połowie roku. To również niespotykana fala krytyki pod kątem nowego, starego mistrza świata, który przecież ma za sobą perfekcyjny sezon. Owszem stała za nim przewaga sprzętowa i bardzo sprawny zespół, ale potrafił tę przewagę przełożyć na równie bezkonkurencyjne wyniki. Stąd nie dziwi mnie zauważalny, choć wyraźnie ukrywany żal w wielu wypowiedziach Vettela. Chociażby spowodowany tym, że nie jest odbierany tak jak przez wiele lat Michael Schumacher mimo, że ze sportowego punktu widzenia miałby do tego pełne prawo. Schumacher był bardzo długo po prostu narodowym bohaterem, jego grono entuzjastów znacznie wykraczało poza osoby zainteresowane tą dyscypliną sportu. Odbiór społeczny Vettela jest inny. Nie jest on potocznie postrzegany jako nadludzki zdobywca tylko raczej jako zawodnik w najlepszym samochodzie. Zdarzały się oczywiście w tym sezonie kontrowersje z udziałem Vettela, jak choćby słynna afera „Multi 21” w Malezji. Mimo wszystko nie sądzę, żeby tak szeroka krytyka była właściwa. Ludzie po prostu wyjątkowi często bywają kontrowersyjni, a w Formule 1 równie często takie kontrowersje dotyczą ekipy w jednym zespole. Spięcia pomiędzy Vettelem, a Webberem to przecież nic w porównaniu z atmosferą w Mclarenie, kiedy kierowcami byli Senna i Prost i nie było wtedy odgórnej, narzuconej przez zespół dyplomacji zakazującej wyprowadzania spraw zespołu na zewnątrz.

Grand Prix Brazylii, mam nadzieję trochę przekonało krytyków do Vettela. Jak wiadomo, deszcz oznacza zdecydowanie większą rolę kierowcy i choć w niedzielębyło sucho, czy prawie sucho rzut oka na wyniki kwalifikacji wystarcza, aby przekonać się do poziomu niemieckiego kierowcy. Różnica do drugiego na starcie Nico Rosberga była większa niż zazwyczaj na suchym torze. Rosberg, mimo bardzo dobrej czasówki nie był jednak w stanie wykorzystać pozycji startowej w wyścigu. Vettel wyprzedził go już po pierwszym okrążeniu, co było niezwykle ważne ze względu na opony. Vettel dokładnie wiedział, że im krócej będzie jechał za innym samochodem tym stan jego opon będzie lepszy. Bardzo szybko poradził sobie z kierowcą Mercedesa również Alonso oraz Webber. Nieukrywający emocji podczas swojego ostatniego startu w F1 Webber jechał na bardzo dobrym poziomie. Wymiana opon była co prawda rozciągnięta w przypadku poszczególnych zespołów na kilka okrążeń jednak nie ma już śladu po chaosie taktycznym pierwszej części sezonu, a od kilku wyścigów rozpiętość stosowanej taktyki jest wyjątkowo mała. A propos pit stopów szkoda wyraźnie wydłużonego pierwszego postoju w boksach w przypadku Webbera. Wymiana opon trwała dwukrotnie dłużej niż w przypadku Vettela. W efekcie Australijczyk musiał po raz drugi wyprzedzać Fernando Alonso. Duże problemy miał kilka okrążeń później Felipe Massa, na którego w dość dyskusyjny sposób narzucono karę przejazdu przez boksy po przekroczeniu ciągłej linii przy wjeździe do boksów. Problem w tym, że Massa na okrążeniu, na które powołuje się Charlie Whiting nie zjeżdżał do boksów. Prawdziwe kłopoty dopadły jednak Red Bulla na 48 okrążeniu. Vettel zjechał na zmianę opon, a zespół po prostu nie był przygotowany. Dodatkowo kilka sekund później pojawił się Webber. Jedno z bardzo rzadkich nieporozumień, ale wyglądające wyjątkowo chaotycznie. Jednak mimo takich dodatkowych przygód i mimo mocno niestabilnej pogody, przy której trzy ostatnie okrążenia wyglądały naprawdę dramatycznie Vettelowi udało się odnieść 13-te zwycięstwo w tym ostatnim wyścigu rekordowego dla niego sezonu.

Na koniec sezonu, myśląc o przyszłości Formuły 1 nie można zapominać o jej problemach finansowych. Kryzys ekonomiczny w Formule 1 jest trochę odzwierciedleniem tegorocznych problemów z oponami. Bardzo wyraźny jest lobbing gigantów, którzy swoimi wpływami i możliwościami finansowymi stopniowo oddalają się od realiów mniejszych teamów. To taka udawana demokracja, która jednoznacznie ujawniła się przy postulatach o mało przewidywalne opony przed sezonem, a później w bardzo rozbieżnych żądaniach zmian w ich charakterystyce. Podobnie jest w sferze finansowej. Nie ma wyraźnie sprecyzowanego podziału ról, jest zbyt wielu wpływowych doradców. Ani FIA, ani Ecclestone nie funkcjonuje na zasadzie pełnej niezależności. W efekcie decydujące rozgrywki w zakresie podziału budżetu padają łupem bezpośrednio zainteresowanych teamów. Bazując na systemie uzależnienia środków od sytuacji punktowej na 2014 rok Red Bull będzie miał przyznane 162 miliony dolarów, a dla porównania zespół plasujący się na 6-tym miejscu – 62 miliony. Jak łatwo wypaść ze ścisłej czołówki pokazuje chociażby sytuacja Mclarena. Sezon 2013 był dla tego zespołu pierwszym od 1980 roku, w którym nie zdobyto ani jednego podium. Mclaren postawił po prostu na mocno indywidualną konstrukcję, świadomie znacznie odbiegającą od tego co zaprezentował Red Bull, czy Mercedes. Takie różnice finansowe powiększają przepaść technologiczną i stawiają coraz to większe teamy w sytuacji skrajnie dużego ryzyka finansowego. Dobitnie pokazała to sprawa Lotusa (a propos Lotusa trochę szkoda moim zdaniem decyzji teamu o wystawieniu Kovalainena, był przecież Davide Valsecchi, który jako kierowca rezerwowy tylko czekał na tego typu „okazję”).

Jarosław Wierczuk
Jarosław Wierczuk

Zatem argumentacja, że Formuła 1 jest środowiskiem niezwykle konkurencyjnym, gdzie słabi po prostu nie mają czego szukać jest myląca. Podobnie jak myląca jest tak reklamowana przez FIA teza o ciągłym obniżaniu kosztów. Wręcz przeciwnie, największe zespoły dążą do tego, aby te koszty zwiększyć. Widać to chociażby po najświeższych decyzjach dotyczących ilości dni testowych w trakcie przyszłego sezonu. Przy problemach finansowych z jakimi już boryka się wiele zespołów na pewno małe stajnie nie będą mogły sobie na to pozwolić, a i ze średnimi może być problem. Jak się to ma do wspomnianych postulatów, dążeń do obniżki kosztów w celu wyrównania szans, a więc i uatrakcyjnienia sportowego wyścigów? Niestety dzieje się to przy pełnej aprobacie Berniego Ecclestona, któremu nie od dzisiaj zależy przede wszystkim na głównych zespołach. Tych kilku gigantów stanowi dla Brytyjczyka po prostu gwarancję ciągłości Formuły 1.

Jeżeli główne teamy będą częścią tej najwyższej kategorii reszta musi się dostosować, a główne teamy chcą być jej częścią, ale na swoich zasadach. Nie bez kozery ich polityka jest jednoznacznie ukierunkowana na wzrost kosztów i nie tyle jak największy dochód dla siebie co doprowadzenie do sytuacji, w której mniejsze zespoły dostają jak najmniej. To niestety dość perfidne zagrywki, ale podyktowane bardzo konkretnymi celami. Te cele są już od jakiegoś czasu widoczne. Chcąc postawić poprzeczkę finansową na nierealnym dla wielu poziomie największe zespoły liczą na doprowadzenie do sytuacji, w której mniej liczący się gracze nie będą w stanie podążyć za tempem technologicznym i stworzyć konkurencyjny sprzęt. Jeżeli nie będą w stanie konkurować i sytuacja będzie dotyczyć kilku zespołów możliwości są dwie albo owe zespoły się wycofają, co na pewno nie byłoby dla FIA oraz dla Ecclestona dobre, albo zostanie zniesiony przepis o konieczności wyprodukowania samochodu przez każdy zespół. To otworzyłoby drogę do dostarczania tym zubożałym stajniom wyprodukowanych przez największe teamy samochodów na zasadach komercyjnych. Takie są bardziej przyszłościowe cele głównych graczy w Formule 1. Jestem przekonany, że dla sportu byłoby to bardzo złe. Stworzyłoby po prostu pewną rządzącą oligarchię. 

A co do wspomnianej przyszłości w 2014 roku spodziewam się większych problemów z silnikami. To jest technologicznie największa niewiadoma. Odchodzące do historii silniki V8 służyły w Formule 1 przez osiem lat. Przez ten okres bardzo dokładnie poznano tą konstrukcję. W efekcie błędy produkcyjne prawie wyeliminowano co zaowocowało rekordowo niską ilością defektów. Defekty jak w przypadku Romaina Grosjean paradoksalnie potwierdzają tylko taki stan rzeczy. Temat nowych silników oznacza jeszcze jeden, aktualny i wspominany już problem. Oznacza większe rachunki co dla niektórych zespołów może być dość trudne do przełknięcia.

***
Jarosław Wierczuk, były kierowca wyścigowy, a obecnie szef Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.
Profil Fundacji na FB: facebook.com/FundacjaWRP
Strona Fundacji: fundacjawrp.pl

Źródło artykułu: