Ayrton Senna - król deszczu cz. II

Wielkich mistrzów bardzo często cechuje obsesyjne wręcz pragnienie ciągłego wygrywania. - Zajęcie drugiego miejsca jest jak bycie pierwszym przegranym, mawiał Ayrton Senna.

W tym artykule dowiesz się o:

"Beco" zawsze był dumny ze swojego pochodzenia. Kochał Brazylię i od początku kariery występował w kasku nawiązującym kolorystycznie do barw Kraju Kawy - najpierw żółtym z niebieskim paskiem, a później żółtym z paskami w kolorach niebieskim i zielonym. O stronę wizualną sprzętu młodego kierowcy dbał legendarny Sid Mosca, który w swoim życiu współpracował również z takimi tuzami jak Emerson Fittipaldi, Nelson Piquet, Keke Rosberg, Mauricio Gugelmin, Roberto Moreno, Christian Fittipaldi, Rubens Barrichello, Tony Kanaan, Ricardo Zonta, Luciano Burti czy Felipe Massa.

- Kobiety zawsze wpędzały mnie w kłopoty, ale nie potrafię bez nich żyć - powiedział kiedyś Ayrton. Jego pierwszą miłością była siostra... Maurizio Sali - największego rywala z początku rywalizacji kartingowej. Choć na torze Senna potrafił być bezwzględny, to w kontaktach z dziewczynami nie radził sobie najlepiej. Właśnie dlatego z Cristiną pomógł mu umówić się kuzyn - Fabio da Silva Machado. Randka okazała się jednak wielką klapą, ponieważ chłopak nie potrafił rozmawiać o niczym innym niż motoryzacja. - Cristina była bardzo rozczarowana - wspomina Maurizio. Hormony buzowały, a Fabio za wszelką cenę chciał pomóc młodszemu kuzynowi. - Pewnego razu udaliśmy się do jednego z nocnych klubów w Sao Paulo, ale ja zostałem w samochodzie, bo byłem jeszcze bardzo niski - opowiadał Ayrton. - On wrócił do auta z wysoką blondynką. Z trudem wydusiłem z siebie: "to wszystko dla mnie?". Pojechaliśmy do jej mieszkania. W ogóle się nie bałem.

U progu sezonu 1977 Neide i Milton przecierali oczy ze zdumienia, że z ich mającego problemy z koordynacją ruchową chłopca wyrósł prawdziwy sportowiec i twardziel. Ayrton miał dopiero siedemnaście lat, a na koncie już wiele sukcesów w kartingu. Był m.in. wicemistrzem Brazylii juniorów, brązowym medalistą mistrzostw Kraju Kawy w kategorii 100cc oraz triumfatorem trzygodzinnego wyścigu w Sao Paulo, również w klasie 100cc. Po zakończeniu kampanii 1976 Maurizio Sala przeniósł się do Formuły Ford, a "Beco" także postanowił poszukać nowych wyzwań i wystartować w zmaganiach międzynarodowych. Już wtedy uważano go za perfekcjonistę oraz wielkiego indywidualistę. - Rywale dla niego nie istnieli - wspomina jego mechanik, słynny "Tche". - Stawał na starcie po to, żeby zwyciężyć. Nic oprócz tego się nie liczyło. Był indywidualistą i wiecznie dążył do perfekcji. Zwracał uwagę na każdy szczegół i nie pozwalał, żeby w jego gokarcie coś szwankowało. Zawsze znał również swoje czasy okrążeń.

Ayrton Senna pierwszy poważny sukces poza Brazylią świętował już w sezonie 1977. W urugwajskim San Jose sięgnął po kartingowe mistrzostwo Ameryki Południowej. Tam poznał również Mauricio Gugelmina, który z biegiem czasu stał się jego przyjacielem. "Beco" nie potrafił się cieszyć z zajęcia drugiej czy trzeciej pozycji. Wybór zawsze był dla niego prosty i wolał wypaść z toru zaciekle atakując prowadzącego niż spokojnie podążać za jego plecami i odebrać puchar za drugie miejsce. - Zachowaj zimną krew! - często powtarzał mu "Tche". - Nie, liczy się tylko zwycięstwo! - ripostował młody kierowca.
[ad=rectangle]
W kampanii 1978 Senna w dalszym ciągu brylował na arenie krajowej, zdobywając mistrzostwo Brazylii, wicemistrzostwo stanu Sao Paulo, a także triumfując w tradycyjnym trzygodzinnym wyścigu w swoim rodzinnym mieście. Po raz pierwszy w życiu udał się do Europy, by we francuskim Le Mans wystartować w kartingowych mistrzostwach świata. Specjalnie z tej okazji Milton da Silva zamówił dla syna gokarta u braci Parilla - słynnych konstruktorów z Mediolanu. Przed czempionatem Ayrton wybrał się na testy do Włoch zupełnie sam, choć nie znał ani włoskiego, ani francuskiego, ani nawet angielskiego. Na torze, na którym ścigał się po raz pierwszy w życiu, pokonał pierwszego kierowcę teamu Parilla, mistrza świata z 1973 roku - Terry'ego Fullertona, czym zrobił ogromne wrażenie na właścicielach "stajni", którzy zaproponowali mu udział w czempionacie pod ich szyldem. Wraz z mediolańskim zespołem oraz "Tche" Senna przybył do Le Mans, gdzie składającą się z trzech wyścigów rywalizację ukończył na szóstym miejscu. Media ten wyczyn określiły mianem "sensacyjnego".

Za swoją postawę na torze w Le Mans "Beco" otrzymał nagrodę dla debiutanta roku. Choć w mistrzostwach oprócz niego startowali również inni Brazylijczycy, Senna zawsze trzymał się na uboczu. - Był indywidualistą i prawie się nie odzywał - wspomina Rubens Carpinelli, ówczesny prezydent Brazylijskiej Komisji Kartingowej. - Introwertyk, spędzał mnóstwo czasu sam na sam ze swoim gokartem. Nie był typem kierowcy zespołowego i nie dzielił się informacjami z innymi Brazylijczykami. Prawdopodobnie dlatego, że ich gokarty były wykonane przez innych konstruktorów. Poza torem Ayrton również wiódł żywot samotnika. Ukojenia nerwów związanych ze sportową rywalizacją szukał w muzyce. - Zazwyczaj podróżuję samotnie i dlatego zawsze mam przy sobie walkmana i dwie kasety - opowiadał. - Po przyjeździe do hotelu czasem włączam telewizor, ale wolę posłuchać muzyki. Mój brat mi ją nagrywa. Nie mam ulubionego gatunku. Preferuję jednak tę brazylijską. Pomimo tego, że "Beco" był raczej odludkiem, nie unikał spotkań ze znajomymi i od czasu do czasu wychodził z nimi do restauracji czy na koncert. Gdy naszła go ochota, pojawiał się również w nocnych klubach. Nigdy nie przesadzał jednak z alkoholem czy innymi używkami. Lubił się napić dobrego wina lub szampana, a na pytanie o narkotyki odpowiadał: - Eter się liczy? Wąchałem go. Za pierwszym razem mi się podobało, ale za drugim już nie, więc z tym skończyłem. Nie potrzebuję tego.

fot. Norio Koike©ASE
fot. Norio Koike©ASE

Choć Senna zajęcie drugiego miejsca zawsze traktował jako porażkę, to nie da się ukryć, że sezon 1979 był w jego wykonaniu pasmem sukcesów. Brazylijczyk skupił się głównie na ściganiu na Starym Kontynencie, gdzie zwyciężył w mistrzostwach San Marino oraz uplasował się na drugiej lokacie w Grand Prix Włoch, Grand Prix Szwajcarii oraz mistrzostwach świata w portugalskim Estoril. Właśnie tam, na torze Jesolo, podczas jednego z treningów zanotował pierwszy poważny wypadek w karierze. Jadąc z prędkością ponad 80 km/h uderzył w stalową barierę. Szczęśliwie nie odniósł żadnych poważnych obrażeń, ale kraksa wywarła na nim ogromne wrażenie. Ayrton w Portugalii miał ogromne szanse na złoty medal, ale zabrakło mu zimnej krwi. W pierwszym wyścigu znajdował się na prowadzeniu, lecz czterech rywali zdołało go wyprzedzić. W drugiej gonitwie jechał na drugiej pozycji, ale liderowi zdefektowała maszyna, wobec czego to Senna objął prowadzenie. Nie dał jednak rady go utrzymać i finiszował jako trzeci. W wyścigu numer trzy wreszcie udowodnił swoją wartość, lecz zwycięstwo dało mu "tylko" drugą lokatę w klasyfikacji generalnej czempionatu.
[nextpage]
"Beco" wciąż brylował również w Ameryce Południowej. Kampanię 1979 zakończył jako mistrz Brazylii oraz wicemistrz kontynentu. Rok później w obu tych imprezach wywalczył puchar zwycięzcy, a mistrzostwa świata, mające tym razem miejsce w belgijskim Nivelles, znów skończyły się dla niego wielkim rozczarowaniem, czyli drugim miejscem. A mogło być zupełnie inaczej, gdyby szwajcar Marcel Gysin nie zepchnął go z toru już na samym starcie.

Milton wspierał finansowo kartingowe wojaże Ayrtona, ale nigdy nie sądził, że syn będzie na poważnie myślał o karierze kierowcy wyścigowego. Viviane została psychologiem, a Leonardo pisał programy komputerowe, więc dumny ojciec liczył, że młody pasjonat sportów motorowych też wkrótce zajmie się czymś pożytecznym. Przewidział dla niego stanowisko w swoim przedsiębiorstwie i namówił do zapisania się na kurs biznesowy organizowany przez Uniwersytet w Sao Paulo. Senna na zajęciach wytrzymał jednak zaledwie trzy miesiące, po czym wyjechał do Wielkiej Brytanii, by spróbować swoich sił w prawdziwym bolidzie. - Czułem ogromne pragnienie zostania profesjonalnym kierowcą - opowiadał. - Przestałem traktować wyścigi jako hobby. Uważałem je za swój zawód. Taka postawa wymagała ode mnie wielu wyrzeczeń. Musiałem nauczyć się żyć w innym kraju, z dala od rodziny. Z jednej strony to nowe życie nie dawało mi zbyt wiele radości, lecz z drugiej wiedziałem, że powoli osiągnę swój cel.

Formuła Ford to seria wyścigowa, której początki sięgają lat sześćdziesiątych. Dla młodych talentów jest to zazwyczaj pierwszy krok na drodze do bardziej prestiżowych zmagań i możliwość ścigania się w bolidzie zbudowanym za stosunkowo niewielkie pieniądze. Ayrton miał możliwość rywalizowania we włoskich lub niemieckich mistrzostwach Formuły Ford, ale ostatecznie zdecydował się na brytyjskie, gdyż to właśnie stamtąd prowadziła najkrótsza droga do jego wymarzonej F1. "Beco" już od najmłodszych lat lubił współpracować z najlepszymi, więc w Anglii dołączył do teamu Van Diemen, prowadzonego przez Ralpha Firmana. Z miejsca stał się więc pretendentem do najwyższych laurów, gdyż zespół ten wówczas regularnie plasował się w ścisłej czołówce. Do zespołu wprowadził go jego rodak, Chico Serra, triumfator Festiwalu Formuły Ford w sezonie 1977.

Ayrton nie od razu został jednak zaangażowany przez "stajnię" Van Diemen. Możliwość rywalizacji w bolidzie wiązała się z poniesieniem pewnych kosztów. Senna miał w kieszeni 10 tysięcy funtów, które dostał od ojca, a pojazd z górnej półki kosztował dwa razy tyle. Młodzieniec liczył, że na wyścigach jeszcze zarobi, ale szef zespołu szybko wyprowadził go z błędu, gdyż w Formule Ford kierowcy byli zobligowani dopłacać do interesu. O pensjach mogli zapomnieć, a włodarze teamów dotowali tylko tych najbardziej utalentowanych. Ralph Firman widział w Sennie ogromny potencjał, wobec czego zaprosił go do udziału w testach na torze Snetterton. Tam urodzony w Sao Paulo młodzieniec wypadł w jego oczach znakomicie, dzięki czemu wywalczył miejsce w jednym z trzech bolidów Van Diemen na sezon 1981. - Wiedzieliśmy, że może być dobry - wspomina Firman. Sam "Beco" nie był jednak do końca z siebie zadowolony: - Myślałem, że to za mało, żeby dostać miejsce w zespole. Ralph uznał jednak, iż nadawałem się na kierowcę fabrycznego w nadchodzącym sezonie.

Pierwszy pobyt Senny na Wyspach nie trwał zbyt długo. Nadeszła zima, więc chłopak do zmagań w Formule Ford przygotowywał się w ojczyźnie. Postanowił również nie kończyć przygody z kartingiem. W końcu miał jeszcze do zdobycia tytuł mistrza świata, a jako uznany zawodnik mógł liczyć na zarobienie paru groszy. Spotykał się wówczas z Liliane Vasconcelos Souzą - piękną, niebieskooką blondynką, pochodzącą tak jak on z zamożnej rodziny. Tuż przed wylotem do Anglii, w lutym 1981 roku, para... pobrała się.

fot. Norio Koike©ASE
fot. Norio Koike©ASE

- Nasze mamy się przyjaźniły - wspomina Liliane. - Zanim staliśmy się parą, spotykałam się z kimś innym, ale zerwaliśmy. Wtedy Ayrton zaczął zapraszać mnie na randki. Opowiadał mi o kartingu i o tym, że chce wyjechać do Europy. Chodziliśmy ze sobą przez dwa miesiące, po czym wzięliśmy ślub. Miałam wtedy niespełna dwadzieścia lat. Następnego dnia udaliśmy się na Stary Kontynent. Młode małżeństwo zamieszkało w niewielkim domku w Norwich. Szybko okazało się jednak, że żywot żony utalentowanego kierowcy wyścigowego nie jest usłany różami.

Koniec części drugiej. Kolejna już w najbliższy wtorek.

Specjalne podziękowania dla Priscili Nishimori oraz Instytutu Ayrtona Senny w Sao Paulo za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Tom Rubython - The Life of Senna, Playboy, users.globalnet.co.uk/~jtmurphy, globo.com.

Poprzednie części:
Ayrton Senna - król deszczu cz. I

Źródło artykułu: