Kimi Raikkonen okazał się najsprytniejszym kierowcą na starcie do jubileuszowego 30. wyścigu o Grand Prix Węgier. Fin z piątej pozycji awansował aż o trzy lokaty i pierwsze okrążenie kończył w roli wicelidera. [ad=rectangle]
Wydawało się, że do spółki z prowadzącym Vettelem Raikkonen zapewni Ferrari pierwsze podwójne zwycięstwo od pięciu lat. Niestety awaria układu odzyskiwania energii kinetycznej zmusiła Fina do wycofania się z zawodów.
- Wielka szkoda, że w taki sposób kończymy te zawody. Kiedy masz pecha, to po prostu masz pecha - rzucił w swoim stylu 35-latek.
- Mieliśmy prędkość od samego początku i spodziewałem się, że nie zabraknie jej aż do końca, ale w pewnym momencie usłyszałem dziwny dźwięk. Z czasem było tylko gorzej - dodał.
Zespół próbował za wszelką cenę "wrócić do życia" samochód Fina, ale ten odmówił posłuszeństwa i zawodnik musiał zrezygnować z walki o punkty.
- Jako zespół mieliśmy całkiem udany dzień po zwycięstwie Sebastiana, ale według mnie zasłużyliśmy na jeszcze lepszy rezultat, coś więcej niż tylko zwycięstwo. Bez moich problemów mogliśmy gładko dowieźć dublet - przyznał Raikkonen.
Ferrari po raz ostatni triumfowało w wyścigu meldując swoich zawodników na pozycjach 1-2 podczas Grand Prix Niemiec w 2010 roku.