Jarosław Wierczuk: Dużo niedzielnych niespodzianek (felieton)

Formuła 1 2016 ruszyła. Ten sezon będzie dość specyficzny, przede wszystkim ze względu na zbliżającą się nieuchronnie rewolucję techniczną zapowiedzianą na przyszły rok.

 Redakcja
Redakcja
PAP/EPA

Dla wielu zespołów będzie to zatem rok przejściowy, w którym dość wcześnie priorytety przesuną się w kierunku tego co czeka teamy za kilkanaście miesięcy. Nie jest tajemnicą, że niektóre ekipy już od jesieni intensywnie pracują nad projektem przyszłorocznym. Nowy regulamin techniczny może i najprawdopodobniej będzie oznaczać nowy układ sił. Na razie jednak zbyt wiele w czołówce się nie zmienia.

Na początek kilka słów o testach poprzedzających wyścig w Australii. Okazji do dopracowania sprzętu na torze jest ze względów regulaminowych mało dlatego te kilka dni w Barcelonie ma sporą wagę. Testy były potwierdzeniem dotychczasowego status quo z bardzo stabilną pozycją Mercedesa. Oczywiście dwie główne niewiadome podczas tego typu treningów to tradycyjnie ilość paliwa i specyfikacja silnika, ale i tak wnioski można było dość łatwo wyciągnąć. Mercedes deklasował konkurencję przede wszystkim bardzo niskim poziomem awaryjności. Zdecydowanie największa ilość okrążeń i raptem pojedyncza awaria skrzyni biegów w bolidzie Hamiltona. To jest podstawa, do której słusznie przywiązano podczas prac projektowych dużą wagę. Szybkość przy zdecydowanie najmocniejszym silniku jest bowiem zrozumiała.

W tym względzie pozornie mogło się wydawać, że Ferrari jest na równym poziomie. Trzeba jednak pamiętać, iż Mercedes nie używał w trakcie testów dwóch najszybszych mieszanek opon. Zespół wyraźnie nie walczył o najlepsze czasy. Warto również odnotować bardzo dobrą formę Williamsa jak i Toro Rosso. Jest duża szansa, aby ten juniorski zespół regularnie plasował się przed ekipą Red Bulla, która od strony samochodowej jest przygotowana bardzo dobrze, ale silnik Renault, pomimo zmiany nazwy na Tag Heuer nie wytrzymuje konkurencji. Jednostka Ferrari w Toro Rosso to zupełnie inne możliwości nawet biorąc pod uwagę zeszłoroczny status silnika. Ten status jest bardzo ważny ze względu na regulamin, według którego jednostki 2015 nie mogą w trakcie sezonu podlegać żadnym modyfikacjom. Zespół zdaje sobie zatem dobrze sprawę z faktu, iż to właśnie początek sezonu stanowi dla ekipy najlepszą okazję do zbierania punktów.
Mercedes nadal przed Ferrari (fot. PAP/EPA) Mercedes nadal przed Ferrari (fot. PAP/EPA)
I właśnie taka dobra forma ekipy z Faenzy była widoczna w trakcie kwalifikacji. Przynajmniej na razie silniki Ferrari dysponują znacznie lepszymi parametrami niż np. Renault, czy oficjalnie TAG - Heuer w Red Bullu. Dlatego zespół dysponujący kilkukrotnie większym budżetem w kwalifikacjach nie miał żadnych szans. Max Verstappen zakończył czasówkę na 5. miejscu, czyli najlepszym z możliwych, mając przed sobą jedynie oba bolidy Mercedesa i Ferrari. W ścisłej czołówce niestety niewiele zmian. Już od Q1 stało się jasne, że ekipa Mercedesa maskowała swoją prawdziwą formę w trakcie przedsezonowych testów. Ta różnica, przynajmniej na początku sezonu jest jeszcze większa niż w zeszłym roku. Bardziej wyraźny po sesjach kwalifikacyjnych jest też podział ról. Ferrari jednoznacznie jest na drugim miejscu, z wyraźną stratą w stosunku do Mercedesa, a jednocześnie komfortową przewagą nad Toro Rosso, które z czasem może się czuć coraz bardziej zagrożone. Czy kogoś tutaj przypadkiem nie brakuje? Tak, oczywiście z bezpośredniej walki o podium odpadł, przynajmniej na razie Williams i jest to mało pozytywna wiadomość. Silnik mają bowiem dobry, a więc ewidentnie kierunek rozwoju samochodu nie był w pełni udany.

Podobnie zatem jak w zeszłym sezonie walka o zwycięstwo będzie się często rozgrywać w ramach ekipy Mercedesa. Okazuje się, że tutaj, przynajmniej na razie tendencje pozostały również niezmienne. Od początku weekendu tradycyjnie Hamilton narzucał tempo. Rosberg z kolei kwalifikacje rozpoczął od błędu już na pierwszym okrążeniu pomiarowym w Q1. Decydujące Q3 też pozostawiało sporo do życzenia. Pojawiły się kolejne błędy, w wyniku których przez dłuższy czas Rosberga i Verstappena dzieliło zaledwie 0,2 sekundy. W tym samym czasie Hamilton ustanawia najpierw jedno pole position, a w trakcie drugiego podejścia poprawia swój własny wynik o kolejne 0,3 sekundy. Dominacja została skutecznie zaznaczona.

Warto napisać kilka słów o nowym trybie rozgrywek kwalifikacji. Podział na Q1, Q2 i Q3 pozostaje niezmieniony, ale w przeciwieństwie do zeszłego sezonu kiedy pod koniec każdej sesji odpadało po kilku najwolniejszych kierowców aktualnie zawodnicy mający w danym momencie najsłabszy wynik są stale zagrożeni i odpadają niejako "na żywo". Kierowcy zaczynają być eliminowani odpowiednio po siedmiu, sześciu i pięciu minutach w Q1, Q2 i Q3. Każdy kolejny najwolniejszy zawodnik odpada w odstępach 90-sekundowych. Brzmi to wszystko w sposób dość skomplikowany i ku mojemu sporemu zaskoczeniu takie też się okazało. Nie mogłem uwierzyć, że aż tak wielu kierowców, a przede wszystkim zespołów ma poważne problemy z przygotowaniem strategii pod nowe zapisy regulaminu. Przecież w większości teamów pracuje nad tym sztab ludzi.
Z bolidu Alonso nic nie zostało (fot. PAP/EPA) Z bolidu Alonso nic nie zostało (fot. PAP/EPA)
W przypadku kierowców zagrożonych wyeliminowaniem z dalszego uczestnictwa w kwalifikacjach ich moment wyjazdu na tor powinien być precyzyjnie, niemal co do sekundy ustalony. Tak jednak nie było. Największy chaos pod tym względem panował w Q1. W pierwszych minutach kwalifikacji, nie mogąc dokończyć rozpoczętego okrążenia odpadli obydwaj kierowcy nowego zespołu Haas - Gutierrez i Grosjean. To samo chwilę później spotkało Kwiata z renomowanego przecież zespołu Red Bull. Na zbyt późne opuszczenie boksów i brak możliwości dokończenia okrążenia pomiarowego narzekał również jeden z debiutantów Pascal Wehrlein. Tak jakby wiele osób w F1 nie zdawało sobie sprawy z charakteru nowych kwalifikacji. Trudną do przyswojenia nowością jest właśnie bezwzględny sposób odliczania czasu. Jeżeli regulaminowe 90 sekund pomiędzy jednym, a następnym wyeliminowanym kierowcą minie to bez względu na to gdzie na torze dany zawodnik się znajduje odpada z dalszej części kwalifikacji. Jeżeli do ukończenia okrążenia, na którym poprawia akurat swój czas brakuje mu np. dwóch sekund to trudno.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×