Podczas drugiej sesji treningowej w GP Malezji Kimi Raikkonen krótko po wyjeździe na tor, wrócił do alei serwisowej, co tłumaczono "problemem z ustawieniami". Dziennik Bild znalazł jednak inną teorię.
Fiński kierowca w wywiadzie dla rodzimej prasy miał powiedzieć, że w jego bolidzie znajdowała się...latarka. - Zostawili ją mechanicy. Nie mogłem przez to wciskać pedału gazu - powiedział Raikkonen.
Bild podaje, że niepożądany przedmiot utknął pod pedałem, przeszkadzając kierowcy w normalnej jeździe. Niemiecki dziennik zwrócił uwagę na fakt, że Raikkonen mógłby mieć poważniejsze problemy, gdyby chodziło o hamulec.
Ferrari przez swojego rzecznika zaprzeczyło całemu zdarzenie sugerując, że żaden przedmiot nie został zostawiony w samochodzie, a problem był dotyczył tylko przepustnicy.
To nie pierwszy przypadek, gdy kierowca F1 wyjeżdża na tor z nietypowanym "pasażerem" na pokładzie. Podczas treningu przed GP Bahrajnu w 2010 roku, Robert Kubica znalazł w swoim bolidzie telefon komórkowy.
ZOBACZ WIDEO: Wzruszające słowa Szulakowskiego po KSW 36