Kontrakt Kimiego Raikkonena z Ferrari wygasa z końcem 2017 roku. Fin od kilku sezonów regularnie przedłuża swoją umowę z zespołem o dwanaście miesięcy. Sprawia to, że co roku pojawiają się spekulacje odnośnie jego pozostania w teamie z Maranello.
- Określiłem już swoje plany na przyszłość, ale nie muszę się jeszcze nimi z nikim dzielić - powiedział podczas spotkania z dziennikarzami w Montrealu 37-letni Fin. - To nie wasz interes, w sumie i tak piszecie swoje więc to wiele nie zmienia.
- Ludzie, którzy powinni znać moją decyzję, wiedzą co się wydarzy - dodał. - Nie mam kontraktu na przyszły rok i jak zwykle rodzi to wiele plotek. Ostatnia runda w Monako nie ma z tym nic wspólnego.
Wyścig na ulicach Monte Carlo zakończył się bardzo pechowo dla Raikkonena, który przegrał mimo startu z pole position, ustępując miejsca tylko Sebastianowi Vettelowi. Po zawodach Lewis Hamilton sugerował wprost, iż zespół pomógł Niemcowi pokonać zespołowego partnera.
- Nie wiem jaka jest jego wiedza o innych zespołach. Cokolwiek sobie myśli, mnie to nie interesuje - powiedział Raikkonen. - My dobrze wiemy co robimy i takie sytuacje jak w Monako po prostu się zdarzają.
- W Ferrari niema polityki podziału hierarchii kierowców, ale w pewnym momencie sezonu, gdy tylko jeden z zawodników ma szansę walki o tytuł sytuacja może się zmienić. To normalne i nie mam z tym problemu. Do tego czasu walczymy na równych prawach - podsumował Iceman.
ZOBACZ WIDEO: Polak chce dokonać niemożliwego na K2. "To bardzo trudne wyzwanie, ale uważam, że da się to zrobić"