Ferrari nie chce wojny z Mercedesem

PAP/EPA / VALDRIN XHEMAJ / Mercedes
PAP/EPA / VALDRIN XHEMAJ / Mercedes

W trakcie wyścigu o Grand Prix Azerbejdżanu nie brakowało kontrowersji pomiędzy kierowcami Mercedesa i Ferrari. Włosi nie chcą jednak iść na wojnę ze swoim głównym rywalem.

Zaczęło się od kolizji Kimiego Raikkonena z Valtterim Bottasem, do której doszło zaraz po starcie do niedzielnego wyścigu. Później gorąco było też pomiędzy Sebastianem Vettelem oraz Lewisem Hamiltonem. Niemiec wjechał w Brytyjczyka podczas jazdy za samochodem bezpieczeństwa, za co został ukarany przez sędziów.

Ostro na wydarzenia z Baku zareagował Hamilton, który stwierdził, że w niedzielę kibice zobaczyli "prawdziwe oblicze Vettela". Ekipa z Maranello nie chce się jednak wdawać w słowne potyczki z kierowcami Mercedesa. - Przeprowadzimy analizę wyścigu, ale nie będziemy narzekać, bo to nie jest w naszej naturze. Mieliśmy incydent Bottasa z Raikkonenem, potem Vettela z Hamiltonem, ale czy to znak, że F1 jest areną walki jak Koloseum? Jeśli tak, to po prostu to powiedzmy, wprowadźmy jakąś poprawkę do regulaminu i wszyscy będą się emocjonować - powiedział Maurizio Arrivabene w rozmowie z "Sky Italia F1".

Szef Ferrari jest zdania, że wydarzenia z Grand Prix Azerbejdżanu sprawią, że jego zespół będzie jeszcze bardziej zdeterminowany, aby odnieść sukces w kolejnym wyścigu. - Będziemy walczyć jeszcze mocniej w Austrii. Będziemy bardziej zmobilizowani. Bo my nie tylko dużo mówimy, równie sporo czasu poświęcamy na pracę - dodał.

Po niedzielnym wyścigu Vettel był zdania, że Hamilton ponosi część winy za kolizję, bo nagle zwolnił jadąc za pojazdem bezpieczeństwa. - Krytykowanie może się wydawać nieeleganckie z naszej strony. Nie chcemy, by ktoś uznał, że znaleźliśmy sobie wymówkę. Sytuację trzeba ocenić bardzo wnikliwie. Jeśli są jakieś wątpliwości odnośnie tego incydentu, to działają na korzyść Ferrari. Najważniejsze jest jednak patrzenie w przyszłość i skupienie się na tym, by wszystko było w porządku - stwierdził Arrivabene.

ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica wróci do Formuły 1? Michał Kościuszko zabrał głos

Na krytykę Vettela zdecydował się za to Niki Lauda. Dyrektor Mercedesa w jednym z wywiadów przyznał, że Hamilton miał prawo zmienić tempo jadąc za samochodem bezpieczeństwa. Austriak całą odpowiedzialność za incydent zrzucił na kierowcę Ferrari. - Lauda może mówić, co chce. Czasem mówi sam za siebie, czasem nawet przemawia za nas. Jak już powiedziałem, my tego komentować nie będziemy. Pracujemy i robimy swoje, a Lauda niech sobie mówi. On ma swój punkt widzenia, my mamy własny, a ponownie zobaczymy się w Austrii. Lauda nadal będzie gadać, my nadal będziemy słuchać, a do końca sezonu jest jeszcze dwanaście wyścigów - podsumował szef ekipy z Maranello.

Vettel, pomimo kary za incydent z Hamiltonem, dojechał do mety w Baku na czwartej pozycji. Hamilton był piąty. W klasyfikacji generalnej Formuły 1 lepiej wygląda sytuacja kierowcy Ferrari. Vettel przewodzi stawce ze 153 punktami na koncie. Brytyjczyk traci do niego 14 "oczek".

Komentarze (3)
avatar
Atanazy Powidło
28.06.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Oni mają to w dippiie oto ich kasa, nie żebym w kieszeni im siedział ale co im bieda zrobić może ??? Według Paddock Magazine najlepiej zarabiającym kierowcą w roku 2016 będzie czterokrotny mist Czytaj całość
avatar
Desolace
27.06.2017
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Oczywiściena Vettela wszystko zrzucają a brytol niewinny cwaniak nie pierwszy raz hamował i zwalniał przed restartem.. ale F1 będzie swojego pupilka brytola bronić. 
avatar
Oskar Skoczeń
27.06.2017
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Hamilton powiedział że to prawdziwe oblicze Vettela - tak w końcu pokazał w przeciwieństwie do tej laleczki Hamiltona że ma jaja ! Hamilton to obrzydliwy laluś bez charakteru, typowy corpo lem Czytaj całość