Robert Kubica to fenomen wśród polskich sportowców. Wystarczyła ledwie obecność Polaka na testach Formuły 1 na Węgrzech, by na Hungaroringu pojawiły się setki polskich, jeśli nie tysiące. We wtorek na trybunach pojawiło się 2 tys. fanów. Gdy w środę w akcji można było zobaczyć Kubicę, było ich już 3,5 tys. A były to przecież tylko testy. Co działoby się w przypadku, gdyby 32-latek nagle znalazł się na liście startowej wyścigu F1? Kubicomania 2?
To dzięki Kubicy Polacy zakochali się w F1. Świetna jazda polskiego kierowcy i transmisje w otwartym kanale sprawiły, że wyścigi oglądały miliony. Tak jak dzięki Adamowi Małyszowi skoki narciarskie stały się naszym sportem narodowym, tak podobne zjawisko oglądaliśmy w przypadku królowej motorsportu. Aż do momentu wypadku Kubicy na trasie rajdu w 2011 roku.
Eksperci mówią o fenomenie Kubicy. O tym, że historia jego powrotu nadaje się na film w stylu Hollywood. O tym, że jego wartość marketingowa równa jest tej Roberta Lewandowskiego. A przecież krakowianina nie oglądaliśmy od ponad sześciu lat w F1. Nadal nawet nie wiadomo, czy zajmie miejsce Jolyona Palmera w ekipie Renault.
Wiemy, jak daleko od świata F1 był jeszcze do niedawna Kubica. Właściwie był bliski tego drugiego świata. Dziesiątki operacji, ciężka rehabilitacja. Sam Kubica wie najlepiej, ile ciężkiej pracy musiał włożyć w rehabilitację, aby jego powrót był możliwy. Ile wylał potu na treningach.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: palą koszulki
Neymara. Kibice Barcy mają dość (WIDEO)
Kubica przez pewien czas unikał okazji, aby kibice zobaczyli jak zmasakrowana jest jego ręka. Chował ją gdzieś z tyłu, nosił długi rękaw. Od pewnego czasu jest jednak inaczej. W trakcie testów było tak upalnie, że koszulka z krótkim rękawkiem była jedynym wyjściem. 32-latek nie miał jednak z tym problemu. Pokonał jakąś barierę psychiczną. I bardzo dobrze. Kubica nie powinien się jej wstydzić. Wręcz przeciwnie, może być przykładem dla innych. Że nawet w przypadku fatalnej kontuzji, nie można się poddać.
I chyba część hejterów to zrozumiała. Gdy Polak startował w WRC, wielu czekało na jego kolejne wypadki i z radością je komentowało. Nie brakowało tekstów w stylu "zabrać mu prawo jazdy", a i tak były to jedne z lżejszych określeń. Powtarzałem wtedy - jemu należy się szacunek. Bo po tak koszmarnym wypadku, wielu wybrałoby po prostu siedzenie w domu przed telewizorem. Dlatego nigdy nie byłem obojętny na wszystkie hejty w stronę Kubicy. I pewnie nigdy nie będę.
A Robert niech dalej robi swoje. Pierwszy krok zrobił w środę na Hungaroringu. Czekamy na kolejny. Hejterzy wtedy już nie będą mieć argumentów.
Hejtowali go za wypadki w WRC, a jemu się należał szacunek. Gdy wróci do F1, to tym bardziej. To zdjęcie mówi wiele. #Kubica pic.twitter.com/U83Uc0WyX5
— Łukasz Kuczera (@Kuczer13) 4 sierpnia 2017