Świat Formuły 1 różni się od piłki nożnej. Rzadko zdarza się, aby zespół płacił drugiemu za transfer kierowcy. Najczęściej do zmiany barw dochodzi w momencie, gdy dotychczasowa umowa wygasa. Są oczywiście specjalne klauzule, które zezwalają na zwolnienie zawodnika z kontraktu. Na przykład, gdy ekipa nie osiąga wystarczających wyników albo po kierowcę zgłasza się jego wymarzony team.
Renault zagięło parol na Carlosa Sainza już przed rokiem, ale wtedy rozmów nie udało się sfinalizować ze względu na obowiązujący kontrakt Hiszpana z Red Bull Racing. Austriacki producent napojów energetycznych zainwestował spore pieniądze w rozwój 23-latka i ani myślał puszczać go wolno, zaś Francuzi nie byli skłonni płacić za transfer.
Red Bull ma też swój satelicki zespół w F1 - Toro Rosso, który służy szkoleniu młodych talentów. Sainz startuje w nim trzeci rok, a w przeszłości po takim czasie obiecujący kierowcy dostawali już awans do głównej ekipy. Sainz nie mógł i póki co nie może na to liczyć. Ważne umowy z Red Bull Racing mają Max Verstappen oraz Daniel Ricciardo.
Gdy pojawiły się informacje, że Renault ponownie interesuje się Sainzem, wydawać się mogło, że chodzi o transfer definitywny. Media podawały nawet kwotę 8 mln euro, którą Francuzi będą musieli zapłacić za 23-latka. "Czerwone byki" postanowiły jednak ugrać swoje. Według ostatnich doniesień, Hiszpan będzie jedynie wypożyczony do Renault na sezon 2018. Nadal pozostanie w strefie wpływów Red Bulla, będzie mógł wrócić, ale już do głównej ekipy w roku 2019.
ZOBACZ WIDEO Kuba Przygoński: Pokazaliśmy dobre tempo
Red Bull ostatnie negocjacje rozegrał po mistrzowsku. Dla Sainza i tak nie miał miejsca w głównej ekipie. Po roku 2018 kończą się kontrakty Verstappena i Ricciardo, więc sytuacja może ulec zmianie. Tym bardziej, że Holendrem i Australijczykiem mocno interesują się Mercedes i Ferrari. Tam mogliby oni zastąpić Valtteriego Bottasa albo Kimiego Raikkonena, bo obaj mają kontrakty do końca przyszłego sezonu. Jeśli po Verstappena albo Ricciardo zgłosi się ktoś z możnych F1, to Red Bullowi na pewno nie uda się ich zatrzymać, bo nie dysponuje on takim budżetem. Dlatego wypożyczenie Sainza to zabezpieczenie na przyszłość.
Niewiele ugrało za to Renault. Mówiło się o tym, że Francuzi chcą zakontraktować Sainza, bo widzą w nim kierowcę na przyszłość. Wokół Hiszpana chciano budować zespół, który w 2019 roku ma włączyć się do walki o mistrzostwo. Taki jest plan Cyrila Abiteboula, który podkreśla, że dopiero w sezonie 2019 jego ekipa będzie mieć konkurencyjny silnik, pozwalający odnosić zwycięstwa w F1. Tyle, że wtedy w zespole może już nie być Sainza, a Renault może być skazane na ponowne szukanie kierowcy.
Renault postawiło na wypożyczenie Sainza, choć miało do wyboru opcję z Robertem Kubicą. To pokazuje jak spore musiały być wątpliwości Francuzów odnośnie formy polskiego kierowcy. Nie można też wykluczyć scenariusza, w którym ekipa z Enstone będzie przypatrywać się Polakowi w sezonie 2018, być może podda go kolejnym testom, by ewentualnie zakontraktować go w roku 2019. Bo wtedy Sainz może już pracować z powrotem z ludźmi, którzy dali mu tak wiele i pozwolili zadebiutować w F1.