Fernando Alonso w maju tego roku dość sensacyjnie odpuścił start w jednym z najbardziej prestiżowych GP w kalendarzu F1 w Monako, by zadebiutować w Indianapolis 500, legendarnym wyścigu na amerykańskim owalu. Niedawno zaś potwierdził swój udział w niemniej popularnych zawodach 24h w Daytona.
Podczas wyścigu rozgrywanego na Florydzie Alonso wystąpi w barwach teamu United Autosports należącego do dyrektora McLarena, Zaka Brown. Amerykański biznesmen przyznał, że był zaskoczony propozycją Hiszpana, który wciąż uchodzi za czołowego kierowcę Formuły 1.
- Prowadziliśmy raczej luźne rozmowy na temat startów w innych seriach - wspominał Brown. - Pewnego dnia podczas rozmowy z Fernando i Luisem (Garcia Abad - menedżer Alonso), on rzucił do mnie "Chcę jechać w Daytona". Popatrzyłem na Luisa i zapytałem "Czy on mówi poważnie?". Potwierdził i nie zastanawiałem się dwa razy - dodał.
Za występem Alonso w długodystansowym wyścigu w Daytona może kryć się znacznie bardziej ambitny start w legendarnych zawodach na francuskim torze w Le Mans. 24-godzinny klasyk to marzenie kierowcy McLarena, a zawody w USA byłyby świetną formą przygotowań do startu w wyścigu na długim dystansie.
- Byłem trochę zaskoczony tym, z jaką pewnością pytał o start w Daytona. Fernando jest osobą, która dokładnie analizuje swój każdy krok. Gdy jest zdecydowany, to podejmuje stanowczą decyzję. Myślał o tym znacznie częściej niż mogłem przypuszczać. Najwyraźniej stworzyliśmy potwora - wyścigową bestię! - żartował Brown.
Alonso już w maju przed startem w Indianapolis powtarzał, że wyznaczył sobie za cel zdobycie potrójnej korony w motosporcie tj. sięgnięcie po wygraną w GP Monako, Indianapolis 500 i 24h Le Mans. 36-latek pochodzący z Asturii po zakończeniu kariery chce być bowiem uważany za najbardziej wszechstronnego kierowcę wszech czasów.
- Chcę być najlepszym kierowcą na świecie, a aby tego dokonać muszę wygrywać w różnych seriach, rywalizować rożnymi samochodami - podkreślił Alonso. - Czasami musisz wyjść z małego świata Formuły 1. Motorsport to nie tylko F1 - dodał.
ZOBACZ WIDEO Jakub Przygoński: Niedługo e-sportowcy mogą być równie szybcy w prawdziwych autach