Valtteri Bottas nie ustrzegł się błędów podczas kwalifikacji do wyścigu o Grand Prix Australii. Fin wjechał na mokry krawężnik i stracił panowanie nad swoim samochodem, w efekcie czego rozbił się o bandy.
Mechanicy Mercedesa dokonali już analizy uszkodzeń w pojeździe Bottasa. Chociaż są one dość rozległe, to nadwozie pozostało w nienaruszonym stanie i nie będzie potrzeby jego wymiany. Uszkodzeniu uległa za to skrzynia biegów, co nie jest dobrą informacją dla 28-latka. Oznacza to bowiem utratę pięciu pozycji na starcie do niedzielnego wyścigu. W tej sytuacji Finowi przyjdzie rozpoczynać rywalizację z odległego, piętnastego pola startowego.
- Jechałem z dużą prędkością i obrałem szerszy tor jazdy niż zwykle. W tym miejscu toru było jednak wilgotno. Koło złapało poślizg i nie mogłem już nic zrobić. To był mój błąd. Jechałem na limicie i za bardzo naciskałem. Chciałem zyskać trochę czasu, a straciłem nie tylko Q3, ale też przeze mnie zespół musi wykonać dodatkową pracę przed niedzielą - przyznał skruszony kierowca z Finlandii.
Tymczasem czujniki w pojeździe Bottasa wykazały, że uderzenie o bandę miało siłę aż 27G. Dlatego przy Finie natychmiast pojawiły się służby medyczne. Kierowca Mercedesa został odwieziony do centrum medycznego, gdzie przeszedł obowiązkową kontrolę. Badania nie wykazały jednak żadnych urazów.
- To było potężne uderzenie, więc cieszę się, że jestem cały. Nie czuję żadnego bólu. On się pojawi, ale to normalne, gdy popełnia się taki błąd. Po tym wypadku samochód nie jest w najlepszej kondycji, ale w niedzielę wszystko powinno być dobrze. Czeka mnie start z odległej pozycji, więc trudno będzie walczyć o wygraną. Nie możemy się jednak poddawać. Nadal wszystko jest możliwe. Kwalifikacje i wyczyn Lewisa Hamiltona pokazały, że mamy dobry samochód - dodał Bottas.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Białkowski: Spełniłem największe marzenie