Zespół Haasa przeżył dramat na Albert Park, po tym jak w ciągu dwóch okrążeń z rywalizacji odpadli Kevin Magnussen oraz Romain Grosjean. W samochodach kierowców amerykańskiej ekipy źle dokręcono koła, przez co stracili oni szansę na dojechanie do mety na czwartej i piątej pozycji.
Na problemach Haasa najwięcej zyskało Ferrari i Sebastian Vettel. Grosjean zaparkował swój samochód na torze, co skutkowało neutralizacją i pojawieniem się samochodu bezpieczeństwa na torze. Niemiec wykorzystał ten moment na zmianę opon i wysunął się na czoło wyścigu, wyprzedzając Lewisa Hamiltona.
Szefowie Mercedesa, którzy stracili szansę na wygraną w Australii z powodu problemów Haasa, odrzucili teorie spiskowe. - Naprawdę mi przykro z powodu Haasa. Byli szybcy i nie wiem co dokładnie im się przytrafiło, ale takie sytuacje naprawdę bolą - powiedział Toto Wolff, szef zespołu z Brackley.
W podobnym tonie wypowiadał się Niki Lauda. - Haas będzie musiał dokładnie przyjrzeć się temu, jak doszło do takiej sytuacji, ale jest mi ich żal - stwierdził były mistrz świata F1 i jeden z doradców Mercedesa.
Za źle dokręcone koła w samochodach Haasa miały odpowiadać wadliwe nakrętki. Zespół już zapowiedział, że wyciągnął wnioski z sytuacji z ostatniego wyścigu i będzie ćwiczyć dodatkowe pit-stopy w trakcie treningów przed Grand Prix Bahrajnu.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: pikantne zdjęcia Celii Jaunat. Znamy ich tajemnicę