Nóż w kieszeni się otwiera czytając wypowiedzi po wyścigu w Chinach przedstawicieli teamu Williams. Zespołu, co trzeba podkreślić, drugiego w historii pod względem wywalczonych mistrzostw świata, ustępującemu tylko legendarnej stajni Enzo Ferrariego.
Przemalowane na biało bolidy z Grove finiszowały na torze w Szanghaju na 14. i 15 miejscu i jak przyznał dyrektor techniczny zespołu, czyli druga najważniejsza postać w zespole - Paddy Lowe, jest to pozytywna wiadomość.
- To nie jest najlepszy rezultat. Nie zdobyliśmy punktów, ale w porównaniu do Bahrajnu to fantastyczna informacja, że dojechaliśmy do mety na 14. i 15. miejscu. Na pewno liczyliśmy się w rywalizacji, podczas gdy w Bahrajnie byliśmy tylko statystami. Dlatego nastroje są bardziej pozytywne - stwierdził jeden z najbardziej cenionych starszych inżynierów w F1.
Brzmi jak żart, bo inne słowo nie nasuwa się na myśl czytając, co mówi szef tak utytułowanego zespołu. Dlaczego ich ambicje tak szybko zeszły do poziomu uczestników mistrzostw, którzy w Formule 1 są ledwie kilka sezonów? Czy takiego podejścia od swojego przyszłego teamu oczekiwałby Ayrton Senna, gdy po sezonie 1993 decydował się na przejście do Williamsa?
Williams bardzo szybko wywiesił białą flagę. Poddał się i postawił za cel walkę o czołową dziesiątkę. Trzeba przyznać, że w świetle tych wypowiedzi należy oddać honor wyśmiewanemu przez ostatnie trzy lata McLarenowi. Zespół kompromitował się z silnikami Hondy, ale w wypowiedziach dominowało przekonanie, że ta współpraca ma sens, bo miała poprowadzić 8-krotnych mistrzów świata do kolejnego tytułu.
Jakkolwiek zabawnie brzmiało to w ostatnich sezonach, to trzeba przyznać, że ambicje szefów zespołu z taką marką w F1 jak McLaren były na swoim miejscu. Dla nich nie liczyło się czy jeżdżą na końcu stawki, czy tak jak dziś są w stanie regularnie zdobywać punkty. Cel ostateczny to mistrzostwo.
Porównując podejście szefów teamu z Woking do myślenia obecnego zarządu stajni z Grove, widać wyraźną sprzeczność. I gdzieś na końcu pojawia się myśl, że w szeregi takiego zespołu wstąpił taki kierowca jak Robert Kubica, ze wszech miar ambitny i ciągle dążący do doskonałości.
Nie potrafię sobie wyobrazić jak nasz rodak staje do kamer po wyścigu takim jak ostatni w Chinach i mówi o pozytywnym nastroju czy dobrym wyniku. Nie godzi mi się to z wizerunkiem Kubicy, sportowca z krwi i kości, którego celem ostatecznym jest zwycięstwo i każda inna lokata jest traktowana jak porażka.
Marzymy o powrocie Kubicy na tor, kibicujemy, aby Williams wreszcie przejrzał na oczy i zastąpił jednego z młodych kierowców Polakiem. A mi po ludzku nie pasuje obecnie Kubica do tego zespołu. Chciałbym, aby pracę jaką wykonuje obecnie w padoku i kuluarach przełożyła się na kontrakt w innym teamie. W Williamsie obecnego pokroju być go nie powinno.
Może się mylę, może rzeczywiście ton wypowiedzi Paddiego Lowe'a jest adekwatny do obecnych realiów zespołu. Ja wolałbym jednak po wyścigu takim jak ten miniony w Szanghaju usłyszeć "Postęp w porównaniu do Bahrajnu? O postępie powiemy dopiero stojąc na podium". To pasuje mi do stylu Williamsa, to zgadza się z charakterem Kubicy.
Rafał Lichowicz
ZOBACZ WIDEO Robert Kubica: Należy podziękować Williamsowi