Koniec ery Mercedesa. Zespół od dawna nie był w takim kryzysie

Materiały prasowe / Mercedes / Lewis Hamilton na torze w Bahrajnie
Materiały prasowe / Mercedes / Lewis Hamilton na torze w Bahrajnie

Po raz pierwszy od pięciu lat Mercedes nie wygrał żadnego z trzech pierwszych wyścigów sezonu Formuły 1. W związku z tym zaczęło się mówić o końcu ery zespołu z Brackley, który w F1 jest niepokonany od 2014 roku.

W tym artykule dowiesz się o:

Dominacja Mercedesa w Formule 1 rozpoczęła się wraz z nadejściem ery silników hybrydowych. Niemiecki producent stworzył na tyle konkurencyjną jednostkę napędową, że uciekł konkurencji. Przełożyło się to na tytuły mistrzowskie zdobyte w cuglach w latach 2014-2016. Dwa z nich powędrowały na konto Lewisa Hamiltona, jeden Nico Rosberga.

Sprawy skomplikowały się w roku 2017. Wtedy Mercedesowi po raz pierwszy w oczy zajrzało widmo porażki. Wzrost formy Ferrari sprawił, że jeszcze podczas przerwy wakacyjnej to Sebastian Vettel znajdował się na czele stawki. Ostatecznie sprawy potoczyły się jednak po myśli Niemców, bo w końcówce sezonu ekipa z Maranello miała swoje problemy i zakończyło się to czwartym tytułem mistrzowskim z rzędu.

Obecnie ten trend się utrzymuje. Ferrari ciągle jest w formie, co potwierdzają wyniki przedsezonowych testów w Barcelonie oraz wygrane wyścigi w Australii i Bahrajnie. Na najwyższy poziom wskoczył też Red Bull Racing.

Błędy Mercedesa

W Mercedesie muszą jednak być zaskoczeni takim obrotem spraw, bo w marcu po testach na torze Catalunya sporo mówiło się o tym, że to właśnie tempo wyścigowe Hamiltona i Bottasa jest znacznie lepsze od konkurencji. Na potwierdzenie tych słów Brytyjczyk sięgnął po pole position w Australii. Wyprzedził drugiego Kimiego Raikkonena aż o 0,664 s. 33-latek czuł się wtedy na tyle pewnie, że mówił o "imprezowym trybie pracy" silnika Mercedesa, a podkręcenie tempa w kwalifikacjach tłumaczył chęcią "zmazania uśmieszku z twarzy Vettela".

ZOBACZ WIDEO Robert Kubica: To czas w moim życiu, w którym jestem szczęśliwy

Hamilton przegrał wyścig w Australii, ale w tym przypadku nie było jego winy. To zespół popełnił błąd w trakcie neutralizacji, źle obliczył przewagę Brytyjczyka nad Vettelem. Gdyby nie wydarzenia ze źle dokręconymi kołami u kierowców Haasa i wirtualny samochód bezpieczeństwa, Hamilton miałby na swoim koncie co najmniej jedną wygraną w tym sezonie. Tak się jednak nie stało.

W Bahrajnie los ponownie nie był łaskawy dla Hamiltona, bo został on cofnięty o pięć pozycji na starcie wskutek wymiany skrzyni biegów. W tej sytuacji dojechanie do mety na trzecim miejscu należy rozpatrywać w kategoriach sukcesu. Mercedes na torze Sakhir popełnił błąd w kwestii Valtteriego Bottasa, bo źle odczytał strategię Ferrari, które pojechało wyścig na jeden pit-stop. To dało wygraną Vettelowi.

Punkt zwrotny w Formule 1?

Dopiero w Chinach zaczęto mówić o "punkcie zwrotnym w Formule 1". Takiego sformułowania użył Damon Hill po kwalifikacjach, w których Ferrari zdobyło pierwszy rząd startowy. Była to niespodzianka, bo zwykle obiekt w Szanghaju odpowiadał Mercedesowi. Kierowcy tej ekipy sięgali tam po pole position nieprzerwanie od roku 2012.

Kwalifikacje odbywały się w chłodniejszych warunkach, ale na wyścig zapowiadano poprawę pogodę, w czym Mercedes upatrywał swoją szansę. Przy wyższej temperaturze Bottas i Hamilton mieli pokazać prawdziwe tempo. Tak było, do pewnego momentu. Dzięki właściwej strategii Fin był w stanie wyprzedzić Vettela po pierwszym pit-stopie. Tyle, że 28-latek nie zmienił opon podczas neutralizacji wywołanej kolizją pomiędzy kierowcami Toro Rosso. W tej sytuacji nie miał szans na wygraną. Oddał ją bez walki Danielowi Ricciardo.

W Grand Prix Chin ponownie bez tempa był Hamilton, co powinno martwić szefów Mercedesa. Sam Brytyjczyk określił postawę swoją i zespołu jako "katastrofę". 33-latek może jednak podziękować Maxowi Verstappenowi, bo kolizja Holendra z Vettelem doprowadziła do tego, że Niemiec dojechał do mety na ósmej pozycji. Dzięki temu Hamilton w Chinach odrobił kilka punktów do najgroźniejszego rywala, choć pojechał bezbarwny wyścig. To może okazać się kluczowe w końcówce sezonu, gdy ważyć się będą losy tytułu.

Źródło problemów Mercedesa

Przedsezonowe testy F1 w Barcelonie kończyły się rekordowymi czasami Vettela i Ferrari. Wtedy wielu ekspertów powtarzało jednak, że Mercedes jest w lepszej formie. Niemcy nie korzystali tam z opon z miękkiej mieszanki. Skupiali się na twardszym ogumieniu. Sprawdzali swoje tempo wyścigowe, które było znacznie lepsze niż w przypadku konkurencji. Mówiło się o przewadze rzędu sekundy na okrążeniu.

Tyle, że w Barcelonie było dość zimno. Wyścigi w Australii czy Bahrajnie odbywały się w cieplejszych warunkach. Na dodatek w kwalifikacjach kierowcy korzystają z miękkiego ogumienia. Kluczowe dla losów rywalizacji jest jego umiejętne rozgrzanie, a z tym zdają się mieć problemy kierowcy Mercedesa.

Przejechanie idealnego okrążenia na oponach z miękkiej mieszanki nie jest łatwe. Aby tego dokonać, należy dysponować ogromną przyczepnością. Tej Mercedesowi brakowało podczas kwalifikacji w Chinach, a to było mocną stroną Ferrari. Pod tym względem Włosi mają przewagę nad swoim głównym konkurentem.

Sytuacja jest o tyle dziwna, że już samochód z 2017 roku był określany przez Hamiltona i Mercedesa jako "diwa". Był kapryśny na warunki pogodowe i miał wąskie okno operacyjne. Zimą Niemcy poświęcili sporo czasu temu, aby model przygotowany na sezon 2018 był pozbawiony cech poprzednika. Jeszcze w Barcelonie Toto Wolff zapewniał, że tego udało się dokonać.

Problemy z oponami

Wąski zakres pracy samochodu Mercedesa sprawia, że Hamilton i Bottas nie są w stanie wykorzystać w pełni jego potencjału. Dotyczy to zwłaszcza jazdy na świeżym komplecie opon. Po kilku okrążeniach, gdy ogumienie się nieco zużywa, problemy kierowców niemieckiego producenta się zmniejszają. Nie znikają jednak całkowicie, przez co doprowadzają do szybszej degradacji opon.

Jak wskazał Gary Anderson z "Motorsportu", w F1 często mamy do czynienia z szybkimi samochodami, za kierownicą których zawodnicy nie czują się pewnie i nie mają do nich zaufania. Są też pojazdy, które są wolniejsze, ale kierowcy mają do nich zaufanie. Gorszy jest pierwszy przypadek, a właśnie z nim boryka się Mercedes.

Obecnie w F1 ogromną rolę odgrywa aerodynamika. Nie ma jednak możliwości, aby sprawdzić wszystkie czynniki podczas pracy nad samochodem w tunelu aerodynamicznym. Warunki w nim panujące nigdy nie będą w stu procentach odpowiadać temu, co dzieje się na torze.

Jeśli gdzieś szukać nadziei dla Mercedesa, to w jego zespole inżynierów. Jest on jednym z najmocniejszych w F1. Dane zebrane przez Hamiltona i Bottasa w pierwszych wyścigach nowego sezonu mogą pomóc w identyfikacji głównego problemu. Dopiero gdy będzie on jasny, można przystąpić do szukania sposobu jego rozwiązania.

Poprawienie strategii

Problemy z samochodem obnażyły też inny grzech Mercedesa. Ostatnimi czasy zespół kiepsko rozgrywa wyścigi pod względem strategii. W poprzednich latach, gdy miał znaczną przewagę nad rywalami, inżynierowie nie mieli z tym problemu. Minimalny błąd w taktyce można było naprawić na torze dzięki znacznie lepszemu tempu. Teraz tak nie jest.

W Melbourne wszyscy w garażu niemieckiego zespołu byli przekonani, że przewaga Hamiltona nad Vettelem jest wystarczająca, by po pit-stopach utrzymać prowadzenie. Analiza komputera wykazywała, że wszystko jest w należytym porządku. Nie było.
W Bahrajnie Bottas i Hamilton nie forsowali tempa i dbali o swoje opony, bo byli pewni, że kierowca Ferrari zjedzie na kolejny pit-stop. Tymczasem Vettel był w stanie dojechać do mety na mocno zużytym komplecie ogumienia.

Dlaczego na torze Sakhir zespół nie zaprosił Bottasa do alei serwisowej? Tego w Mercedesie nikt nie wie. Taka taktyka sprawiłaby, że fiński kierowca mógłby naciskać na rywala z Ferrari. Vettel musiałby to mieć na uwadze i być może nie dbałby tak o opony.

W Chinach Bottas miał pecha. Samochód bezpieczeństwa pojawił się w momencie, gdy 28-latek przejechał już przez wjazd do alei serwisowej, więc Mercedes nie mógł zareagować równie szybko, co Red Bull. Jednak już w przypadku Hamiltona było to możliwe. Po raz kolejny, i to w bardzo krótkim okresie czasu, podjęto błędną decyzję. - Czy mi się wydaje, czy widzę wokół siebie stado kierowców na nowych oponach? - pytał po chwili Hamilton.

Głowa Hamiltona

Eksperci zwracają też na problemy u samego Hamiltona. Nico Rosberg, dokonując analizy wydarzeń z Chin, powiedział, że Brytyjczyk znajduje się w kiepskiej dyspozycji. Dla 33-latka to jednak nic nowego, bo zdarza mu się falować z formą.

Jeśli do kryzysu u Hamiltona dochodziło w momencie, gdy Mercedes bezwzględnie panował w F1, nie miało to większego wpływu na losy walki o tytuł. Teraz jest inaczej. Jeśli Brytyjczyk szybko się nie otrząśnie, to może obudzić się w sytuacji, w której będzie pozbawiony szans na zdobycie kolejnego mistrzostwa. To scenariusz pesymistyczny, ale realny.

Wystarczy popatrzeć na Bottasa. Fin ciągle pozostaje w cieniu Brytyjczyka, jest kierowcą numer dwa, a mimo wszystko dzięki chłodnej głowie i kalkulacji potrafił pobić go w dwóch ostatnich wyścigach. W efekcie obecnie dzieli ich w klasyfikacji jedynie pięć punktów. Niewykluczone, że już po Grand Prix Azerbejdżanu to Fin będzie na wyższej pozycji w mistrzostwach.

Hamilton przed startem sezonu powtarzał, że liczy na to, że rywale będą w wysokiej formie, bo wtedy pokonanie ich będzie najlepiej smakować. Dziś to samo mogłaby powiedzieć konkurencja z Ferrari i Red Bulla w kontekście Brytyjczyka.

Źródło artykułu: