W minionym sezonie w Formule 1 oglądaliśmy zażartą walkę Mercedesa z Ferrari. Kierowcy tych zespołów zdominowali rywalizację, a Red Bull Racing pozostał w tyle. Wszystko za sprawą mniej konkurencyjnego samochodu, który na rok 2017 przygotowała ekipa z Milton Keynes.
Tegoroczny model "czerwonych byków" jest lepszą konstrukcją, o czym świadczy ostatnia wygrana Daniela Ricciardo w wyścigu o Grand Prix Chin. Przedstawiciele Red Bulla podkreślają jednak, że zespołowi trudno będzie się włączyć do walki o tytuł mistrzowski. Jest to spowodowane karami, które mają spotkać kierowców tej ekipy.
Red Bull na co dzień korzysta z silników Renault, a producent z Enstone zapowiedział poprawienie osiągów swoich jednostek napędowych. Ma się to odbyć kosztem jakości. Francuzi planują przejechać sezon z użyciem czterech-pięciu maszyn, podczas gdy regulamin zezwala na skorzystanie z trzech silników. Sięgnięcie po kolejne jednostki skutkuje przesunięciem o dziesięć pozycji na polach startowych, a w takiej sytuacji trudno walczyć o zwycięstwo w wyścigu.
- Jesteśmy pewni, że w którymś momencie otrzymamy kary. Musimy się tylko upewnić, że dojdzie do tego na właściwym torze - powiedział Helmut Marko, doradca Red Bulla ds. motorsportu.
Austriak nie ukrywa, że starają się wywrzeć presję na francuskim producencie, aby ten podczas rozwoju swoich silników zwrócił też uwagę na jakość. - Trzeba byłoby o tym porozmawiać z panem Abiteboulem (dyrektor wykonawczy Renault - dop. aut.). Zawsze wymagamy od producenta odpowiednich osiągów, a dla Renault staliśmy się irytujący niczym komary. Po prostu, rzucamy wyzwanie francuskiej mentalności - dodał Marko.
ZOBACZ WIDEO Robert Kubica: Moi kibice są ewenementem