Formuła 1 ważniejsza niż demokracja. Kraina ognia może zgasnąć

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: uliczny tor w Baku
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: uliczny tor w Baku

Wyścig emocjonujący od startu do mety. Wspaniałe widoki z Baku oraz mnóstwo pozytywnych wypowiedzi kierowców i członków zespołów. Wyścig o Grand Prix Azerbejdżanu pokazuje, że wielki sport może zepchnąć demokrację na dalszy plan.

W tym artykule dowiesz się o:

Gdy zimą Robert Kubica walczył z Siergiejem Sirotkinem o fotel w Williamsie, nadzieje kibiców na angaż Polaka wzrosły wraz z nałożeniem kolejnych sankcji przez Zachód na Rosję. W końcu na czarnej liście Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych znaleźli się Boris i Arkadij Rotenbergowie, założyciele firmy SMP, która od lat wspiera Sirotkina.

Polscy fani mieli nadzieję, że Williams nie sięgnie po "brudne" pieniądze z Kremla, że nie będzie chciał być wiązany z Władimirem Putinem. Stało się jednak inaczej. Przelewy dotarły na brytyjskie konta. Przedstawiciele Williamsa polecieli nawet do Moskwy, gdzie zorganizowano specjalną konferencję prasową, na której ogłaszano współpracę z SMP Racing.

W zachowaniu szefów ekipy z Grove nie było nic dziwnego. Sport stał się biznesem, w którym wszystko można kupić. Trzeba tylko zapłacić odpowiednio wysoką cenę. Nie inaczej jest w Formule 1. Bernie Ecclestone nie miał problemów, by podpisać kontrakt na organizację Grand Prix Rosji, choć do stanu demokracji i praw człowieka można by się doczepić. Brytyjczyk patrzył jednak na sprawę od strony finansowej, a skoro Władimir Putin chciał mieć u siebie wyścig za wszelką cenę, to czemu na tym nie zarobić?

Azerbejdżan coraz mniej demokratyczny

Podobną drogą idą władze Azerbejdżanu. Kraju, który jest coraz mniej demokratyczny. Wystarczy prześledzić wydarzenia z tego państwa z ostatnich lat. W roku 2016 zmieniono konstytucję. Wydłużono kadencję prezydenta z Ilhama Alijewa z pięciu do siedmiu lat. Ograniczono wolności obywatelskie. Do tego doszło do masowych aresztowań wśród opozycji. Za krytykowanie władzy do więzienia trafiło ponad 150 osób.

- Azerbejdżan jest nowoczesnym krajem europejskim, który zyskał wspaniałą reputację i staje się centrum wydarzeń sportowych. Umowa dotycząca organizacji wyścigu F1 jest nowym rozdziałem, jeśli chodzi o stałe przyciąganie najważniejszych wydarzeń sportowych do naszego kraju - mówił w 2014 roku po podpisaniu umowy z Ecclestone'm Azad Rahimow, azerski minister sportu.

W tym roku wybory prezydenckie w Azerbejdżanie miały się odbyć w październiku. W lutym Alijew nagle ogłosił, że będą miały miejsce w kwietniu. Rządzący państwem obawiał się reakcji Azerów na pogłębiający się kryzys społeczno-ekonomiczny. To była manifestacja siły ze strony Alijewa.

Przyspieszenie wyborów sprawiło, że rozdrobniona opozycja nie miała czasu na zorganizowanie kampanii. Organizacje międzynarodowe nie były w stanie zareagować i przygotować misji obserwacyjnych. Efekt? Alijew wygrał wybory w cuglach. Zgromadził 86,02 proc. głosów. Kolejny z kandydatów, Zahid Oruj, miał ledwie 3,12 proc.

Propaganda poprzez Formułę 1

Czy przeciętny kibic Formuły 1 ma tego świadomość? Nie. Dla niego liczy się rywalizacja na torze. Uliczny obiekt w Baku zapewnia nie lada emocje, co było widać w poprzednich latach. Ciasny, wymagający niebywałej precyzji ze strony kierowców. Jakikolwiek błąd kończy się uderzeniem w ścianę i odpadnięciem z rywalizacji, o czym przekonali się w niedzielę m. in. Nico Hulkenberg czy Romain Grosjean. To przekłada się na sensacyjne wyniki, czego dowodzą miejsca na podium dla Sergio Pereza czy Lance'a Strolla.

Do tego tor został pięknie wpisany w ulice Baku. Ujęcia z różnych kamer mogą zapierać dech w piersiach. Widzimy starówkę, zadbane zabytki, ale też nowoczesne budowle. Jednym słowem - miasto z bogatą historią, ale też niezwykle nowoczesne i rozwijające się.

To nie przypadek. Władze Azerbejdżanu mogłyby wybudować tor wyścigowy z dala od miasta, bo je na to stać. Tyle, że im zależy na czymś innym. Na kreowaniu odpowiedniego wizerunku. Na tym, by o państwie mówiło się w pozytywnym kontekście. A nic nie zapada lepiej w pamięci kibica, niż malownicze obrazki. Niejeden fan z pewnością postanowił wybrać się do Baku, widząc jak wiele do zaoferowania ma to miasto.

Zespoły nie myślą o polityce 

Urodą stolicy Azerbejdżanu zachwyciły się też zespoły. Wystarczy przejrzeć ich konta w mediach społecznościowych. Ekipy przez kilka dni publikowały zdjęcia różnych miejsc w Baku, prezentując jego historię oraz najważniejsze zabytki.

Najdobitniej widać to na przykładzie konta Williamsa na Instagramie. Wystarczy tam wejść, by dowiedzieć się kiedy w Baku postawiono i rozbudowano fortyfikację miejską, jakie miejsca znalazły się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, kim dla Azerów był poeta Mirza Alakbar Sabir, kiedy i jakim kosztem wybudowano drapacz chmur Flame Towers.

Czy z któregokolwiek profilu dowiadujemy się, że Azerbejdżan w ostatnich latach ma coraz mniej wspólnego z demokracją? Nie. Trudno jednak obwiniać ekipy za takie zachowanie. Mądre przysłowie mówi w końcu, że zły to ptak, co własne gniazdo kala.

- Nie chciałbym tego komentować. Jesteśmy w Baku, by stworzyć ciekawe widowisko i ścigać się samochodami. To Bernie Ecclestone jest promotorem F1 i zarządza serią. My, jako zespół, trzymamy się z dala od polityki i myślimy tylko o wyścigach - mówił w 2016 roku Toto Wolff, szef Mercedesa, gdy F1 po raz pierwszy zawitała do Baku i został zapytany o prawa człowieka w Azerbejdżanie.

ZOBACZ WIDEO "Kubica show" podczas konferencji prasowej

Kraina ognia

Nic nie wskazuje na to, by Azerbejdżan zszedł z obranej ścieżki i promocji poprzez sport. Bo to obecnie najskuteczniejsza forma oddziaływania na przeciętnego człowieka. Nie przeszkadza to też gwiazdom. W tym roku koncert w trakcie weekendu wyścigowego dała Christina Aguilera, w boksach Ferrari pojawił się Jay Kay z zespołu Jamiroquai.

Hasło promocyjne Azerbejdżanu to "kraina ognia" i działania PR-owe sprawiają, że rzeczony ogień ciągle płonie. W 2015 roku Baku było gospodarzem Igrzysk Europejskich, od kilku sezonów logo kraju z charakterystycznym napisem oglądamy też na koszulkach piłkarzy Atletico Madryt. Umowa gwarantuje Rojiblancos ponad 12 mln euro rocznie, w zamian są oni zobowiązani do występowania w materiałach promocyjnych Azerbejdżanu. W Madrycie szkoleni są też młodzi Azerowie.

Podobne reklamy znalazły się też na koszulkach piłkarzy Sheffield Wednesday oraz RC Lens. Ze względu na ich mniejsze znaczenie na europejskiej arenie, w tym przypadku w grę wchodzą jednak znacznie niższe kwoty.

Ogień zgaśnie?

Formuła 1 nie była jednak pierwszym wyborem władz Azerbejdżanu. Początkowo starały się one o organizację igrzysk olimpijskich w 2016 i 2020 roku. Gdy to się nie udało, zwrócono uwagę w kierunku królowej motorsportu.

- Jeśli jako kraj chcesz zaistnieć na świecie, to nie masz wielkiego wyboru. Możesz zorganizować igrzyska olimpijskie, piłkarskie mistrzostwa świata albo wyścig Formuły 1. Pierwsze dwie imprezy odbywają się co cztery lata, Formuła 1 jest każdego roku. Wybór jest prosty - mówił przed pierwszym wyścigiem w Baku Martin Sorrell, prezes giganta reklamowego WPP i ówczesny członek zarządu F1.

Tyle, że wkrótce płomień w "krainie ognia" może zgasnąć. Przynajmniej jeśli chodzi o Formułę 1. Już w lutym władze Azerbejdżanu zapowiadały, że chcą renegocjować umowę dotyczącą organizacji wyścigu. - Dano nam trzy miesiące, by udzielić odpowiedzi czy chcemy przedłużyć kontrakt o kolejne pięć lat, do sezonu 2025. Umowa, jaką mamy obecnie, jest nie do przyjęcia. Myślę, że nowi szefowie F1 to rozumieją - mówił w lutym Azad Rahimow, minister sportu w Azerbejdżanie.

Przedstawiciele Liberty Media mogą mieć inne zdanie. Amerykanie odziedziczyli część kontraktów po poprzedniku i muszą wypełnić pewne zobowiązania. Jednak stopniowo zmieniają Formułę 1 według swoich upodobań. W przyszłości marzy im się m. in. uliczny wyścig w Miami albo Las Vegas.

Aby dodać nowe Grand Prix do kalendarza mistrzostw świata, niektóre muszą z niego wypaść. Już w 2017 roku Greg Maffei, dyrektor generalny Liberty Media, krytykował organizowanie wyścigu w Baku. Podkreślał, że Azerbejdżan nie jest historycznie zakorzeniony w motorsporcie, a organizowanie wyścigu w tym kraju nie przyczyniło się na wzrost zainteresowania Formułą 1.

- Wysoka opłata za możliwość organizacji wyścigu nie może być jedynym powodem, dla którego jakiś kraj jest obecny w kalendarzu F1 - mówił wtedy Maffei.

Źródło artykułu: