Dyskusje na temat składu Toro Rosso toczą się od jakiegoś czasu, bo Brendon Hartley nie spisuje się najlepiej. Postawienie pod koniec ubiegłego sezonu na 28-latka, który odnosił sukcesy w WEC, było obarczone ryzykiem. Nowozelandczyk jako nastolatek miał szansę na zaistnienie w F1, ale jej nie wykorzystał. Po latach przyznał, że przyszła ona za wcześnie, że teraz będzie lepiej.
Cóż, nie jest. Hartley popełnia błędy, co widzieliśmy chociażby podczas treningu w Barcelonie, gdy rozbił swój samochód. Zdarzają mu się chwile dekoncentracji, co można było zaobserwować w Baku, gdzie miał problemy z pojazdem, a pozostał na linii wyścigowej. Pierre Gasly, jego partner z zespołu, ominął go w ostatniej sekundzie. Centymetry dzieliły nas wówczas od dramatu.
Dlatego spekulacje dotyczące przyszłości Hartleya nie dziwią. Już podczas Grand Prix Hiszpanii Helmut Marko, doradca Red Bulla, musiał im zaprzeczać. Wtedy niemieckie media podawały bowiem informację, że Nowozelandczyka w ekipie z Faenzy może zastąpić Pascal Wehrlein. Marko, w swoim stylu, nazwał je "bredniami".
Austriak w podobnym tonie z pewnością skomentuje plotki o Robercie Kubicy. Nazwisko Polaka w padoku ciągle przykuwa uwagę. Jego występy podczas ostatnich treningów czy też testów w Barcelonie były na tyle udane, że gwarantuje on określone wyniki. Dlatego też nie dziwi, że serwis "Auto Hebdo" w swoich wizjach przyszłości umieścił krakowianina w Toro Rosso. Bo nie ma na rynku drugiego tak utalentowanego kierowcy, który niemal od razu gwarantowałby punkty. Tyle, że wizja Francuzów jest mocno abstrakcyjna. I to co najmniej z kilku względów.
ZOBACZ WIDEO Ekspert wróży Kubicy błyskawiczny powrót. "Jego wyniki są niewiarygodne!"
Przede wszystkim, Toro Rosso jest zespołem juniorskim Red Bull Racing. Austriacki producent napojów energetycznych mocno promuje się poprzez motorsport, prowadzi akademię talentów i musi mieć miejsce, w którym będzie rozwijać umiejętności młodych kierowców, którzy później trafią do głównej ekipy. Taką drogę przebyli m. in. Sebastian Vettel, Daniel Ricciardo czy Max Verstappen. Być może wkrótce do nich dołączy Pierre Gasly. Dlatego trudno oczekiwać, że Toro Rosso nagle zainteresuje się 33-letnim Kubicą, który nigdy nie był powiązany z Red Bullem. Ba, jego obecna umowa z Lotosem zakłada bycie ambasadorem marki Dynamic, na którą składają się m. in. napoje energetyczne. Byłby to delikatny konflikt interesów.
Po drugie, Kubicę wiąże kontrakt z Williamsem. Krakowianin za pracę w roli kierowcy rozwojowego pobiera określoną pensję i Brytyjczycy mają względem niego określone wymagania. Oczywiście, w F1 nie ma umów, których nie da się rozwiązać, ale znajduje się w nich również mnóstwo klauzul. Dlatego zmienianie barw zespołowych w trakcie sezonu jest bardzo rzadkie.
Zespół z Grove ma swoje problemy. Williams musi mieć świadomość, że jeśli ktoś pomoże je rozwiązać, to właśnie Kubica. Nieprzypadkowo to Polak brał udział w ostatnich testach, to on rozwija maszynę w tunelu aerodynamicznym i symulatorze, a przy okazji każdego weekendu wyścigowego służy ekipie pomocą. Brytyjczycy nie puszczą polskiego kierowcy do Toro Rosso, bo stracą wtedy jakiekolwiek nadzieje i szansę na poprawę rezultatów w tym roku. Już prędzej należy oczekiwać, że dadzą możliwość Kubicy w którymś wyścigu, zastępując z jakiegoś powodu zawodzącego Siergieja Sirotkina.
Jedno jest pewne. To nie koniec spekulacji z udziałem Kubicy. Magia nazwiska Polaka działa. I już można powiedzieć, że zrobił w ciągu tych kilku miesięcy to, co do niego należało. Swoimi występami na testach czy treningu pokazał, że nadal jest konkurencyjny i potrafi wycisnąć maksimum z pojazdu. Gdyby tego nie dokonał, to nie czytalibyśmy spekulacji transferowych z jego udziałem. Dziś Kubica jest przymierzany do Toro Rosso. Jutro ktoś umieści go w Haasie, bo w amerykańskiej ekipie zawodzi Romain Grosjean. Pojutrze ktoś będzie widział Polaka w Alfa Romeo Sauber jako następcę Marcusa Ericssona.
To dobrze. W kontekście powrotu do F1 w sezonie 2019 nic lepszego Kubicy nie może się przytrafić. Im częściej jego nazwisko będzie przewijać się w różnego rodzaju spekulacjach, tym lepiej. Marzenie Polaka o powrocie do regularnego ścigania w roku 2019 jest ciągle żywe. I jak widać, wcale nie jest pozbawione racji bytu. Jednak cierpliwości, na pewno nie zobaczymy go w tym roku w Toro Rosso.