Wiele wskazuje na to, że Jorge Lorenzo po raz drugi w karierze zdecyduje się na zaskakujący ruch. Gdy przed sezonem 2017 Hiszpan zdecydował się odejść z Movistar Yamaha MotoGP do Ducati, wielu ekspertów było w szoku. Styl jazdy "Por Fuery" nie współgrał bowiem z charakterystyką motocykla z Bolonii.
Wprawdzie Lorenzo wygrał ostatni wyścig o Grand Prix Włoch, ale był to dopiero jego pierwszy triumf dla Ducati. 31-latek nie ukrywał przy tym, że zwycięstwo na Mugello nic nie zmienia w kwestii jego przyszłości i po sezonie pożegna się z włoską marką. W tej sytuacji dziennikarze oczekiwali, że Hiszpan skorzysta z propozycji startów w prywatnym zespole Yamahy.
Wtorek przyniósł jednak sensacyjne doniesienia. O poranku szefowie Repsol Honda Team poinformowali o zakończeniu długoletniej współpracy z Danim Pedrosą. Kilka godzin później "Motorsport" ujawnił, że jego następcą będzie właśnie Lorenzo. To odważny ruch ze strony 3-krotnego mistrza świata MotoGP, bo za partnera zespołowego będzie mieć Marca Marqueza. Obaj Hiszpanie nie darzą się zbyt dużą sympatią.
Według informacji "Motosportu", transfer do Hondy wiąże się dla Lorenzo ze znaczącą obniżką pensji. We włoskim zespole mógł on liczyć na rekordowy kontrakt o wartości 12 mln euro. Japończycy zaoferowali mu rocznie tylko 4 mln euro. Umowa ma obowiązywać w latach 2019-2020.
Wcześniej kierownictwo Hondy skierowało swoje oferty do Andrei Dovizioso, Johanna Zarco, Joana Mira oraz Jacka Millera. Każdy z motocyklistów nie przystał jednak na oferowane mu warunki.
ZOBACZ WIDEO Ekspert wróży Kubicy błyskawiczny powrót. "Jego wyniki są niewiarygodne!"
to będzie interesujący sezon i śmieszny zarazem...