Lewis Hamilton nie boi się krytykować poczynań właścicieli Formuły 1. Niedawno aktualny mistrz świata miał za złe działaczom, że nie konsultują z kierowcami niektórych kwestii, jak chociażby projektów nowych torów. 33-latek ma świadomość, że w tym względzie sytuacja się nie zmieni w najbliższych latach, ale dostrzega pozytywne ruchy Liberty Media na wielu innych płaszczyznach.
- F1 nigdy nie pytała kierowców o zdanie, więc nie sądzę, że to się zmieni. Wierzę jednak w Chase'a Careya (dyrektor generalny F1 - dop. aut.) i jego zespół, który chce wprowadzić zmiany w tym sporcie. Do niedawna F1 była w epoce kamienia w porównaniu do NFL czy piłki nożnej. Teraz staramy się nadrobić zaległości, ale to będzie długi proces - skomentował kierowca Mercedesa.
Nie jest tajemnicą, że za czasów Berniego Ecclestone'a królowa motorsportu nieprzychylnym okiem patrzyła m. in. na media społecznościowe. Brytyjczyk uważał je bowiem za niewartościowe. - Chase ma ogrom pracy do wykonania. On pojawił się w F1 dopiero kilka lat temu. Wiemy, że wcześniej nie dopuszczano social mediów do F1, bo Bernie uważał je za bezwartościowe. Tymczasem teraz widzimy jak ogromną mają moc i ludzie chcą z nich korzystać - dodał Hamilton.
Liberty Media myśli również o powiększeniu kalendarza mistrzostw świata o nowe miejsca. Zatwierdzony został już wyścig uliczny w Miami, Grand Prix ma również zadebiutować w Wietnamie.
- To naprawdę powolny proces, jeśli chodzi o dostępność transmisji F1 na całym świecie. Szalone jest to, że w tak wielu miejscach ten sport ciągle jest nieznany. Mamy sporo do zrobienia, ale myślę, że Liberty Media podejmuje właściwe kroki. Posiadanie większej liczby wyścigów w USA to dobry ruch. Nie mogę się już tego doczekać, ale fakt jest też taki, że rywalizacja musi być bardziej ekscytująca - podsumował Brytyjczyk.
ZOBACZ WIDEO Trwa zamieszanie w reprezentacji Hiszpanii. "To wygląda jak bananowa republika"