W niedzielę Max Verstappen odniósł pierwsze w tym sezonie zwycięstwo w Formule 1. Holender na pierwszym okrążeniu wyprzedził Kimiego Raikkonena. Następnie skorzystał na pechu kierowców Mercedesa, którzy nie dojechali do mety ze względu na usterki w swoich samochodach.
Jednak w Grand Prix Austrii pech dopadł nie tylko Lewisa Hamiltona i Valtteriego Bottasa, ale również Daniela Ricciardo. W pojeździe Australijczyka doszło do problemów z wydechem.
- Obawialiśmy się, że Max może mieć podobny problem, więc skręciliśmy jego silnik, aby obniżyć jego temperaturę. Na ostatnich pięciu okrążeniach znowu go podkręciliśmy, by upewnić się, że Ferrari nie znajdzie się w zasięgu strefy DRS i nie wyprzedzi Maxa - wyjaśnił Christian Horner, szef zespołu z Milton Keynes.
Brytyjczyk zdradził, że w maszynie Ricciardo uszkodzony tłumik wyrzucał gorące powietrze na tylną część karoserii. Horner nie chciał jednak przesądzać, czy jest to podobna usterka do tej, jaką podczas piątkowego treningu zanotował Verstappen. - Dopóki nie uzyskamy dostępu do samochodów i ich nie zobaczymy z bliska, to trudno powiedzieć - stwierdził.
Red Bull i tak miał powody do zadowolenia, bo po raz pierwszy w historii wygrał domowy wyścig w Austrii. - To zwycięstwo jest ogromnie ważne. Za każdy wyścig przyznawana jest taka sama liczba punktów, ale niektóre Grand Prix są ważniejsze. Dietrich Mateschitz, właściciel Red Bulla, zainwestował ogromne pieniądze w F1. Wystarczy popatrzeć jak wygląda organizacja tego wyścigu w Austrii, jak prezentuje się ten obiekt po remoncie. Do tego ma dwa zespoły w F1. Dlatego to coś fantastycznego, że udało nam się wygrać na jego oczach, bo on nie bywa na każdym wyścigu - podsumował Horner.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Mbappe wyrasta na gwiazdę mundialu. "Nie trzeba być wybitnym kibicem żeby wiedzieć, że ma ogromny talent"