Fernando Alonso nie mógł narzekać na brak zajęć w ostatnich tygodniach. 36-latek najpierw wystartował w wyścigu 24h Le Mans, by następnie zmierzyć się z trzema wyścigami Formuły 1 w ciągu trzech tygodni.
Ostatnie Grand Prix nie były jednak w pełni udane dla kierowcy McLarena, który nie zdobył punktów w Kanadzie i Francji. Również rywalizacja na austriackim Red Bull Ringu nie układała się po jego myśli, bo Alonso musiał startować z pit-lane. Mimo ogromnych kłopotów, były mistrz świata dojechał jednak do mety na ósmej pozycji.
- Podczas gdy wszyscy kierowcy F1 walczą z wyzwaniem, jakim jest pierwsza w historii tego sportu sytuacja, że mamy trzy wyścigi z rzędu tydzień po tygodniu, jeden zawodnik jest jeszcze bardziej zapracowany. Dla Alonso ostatnie tygodnie były intensywniejsze. Grand Prix Austrii było dla Fernando czwartym weekendem z rzędu, który spędził on na torze. Po kierowcy McLarena nie było jednak widać oznak zmęczenia. Walczył tak jak zawsze, do ostatniego okrążenia i ma za sobą kolejny fenomenalny występ - ocenił Ross Brawn, dyrektor sportowy F1.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Boniek ma już wymogi względem nowego trenera. "Mam na stole 6-7 CV"
Przyszłość Hiszpana w F1 stoi jednak pod znakiem zapytania, bo jego kontrakt z McLarenem wygasa po zakończeniu sezonu. Tymczasem Alonso coraz częściej mówi o chęci rywalizacji w IndyCar.
- W Kanadzie odnotował 300. występ w F1, potem w kolejny weekend wygrał 24h Le Mans z Toyotą. I to w debiucie! Kto wie, może naprawdę szuka spełnienia poza światem Formuły 1. Mam nadzieję, że tak nie jest. Wciąż jest niesamowicie szybki. Ten sport potrzebuje takich kierowców jak on, z niesamowitą charyzmą i talentem - podsumował Alonso.