W ostatnim wyścigu o Grand Prix Austrii Kimi Raikkonen dojechał do mety na drugiej pozycji. Zaraz za nim sklasyfikowany został Sebastian Vettel. Najniższy stopień podium dał Niemcowi prowadzenie w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Gdyby jednak Ferrari zastosowało na Red Bull Ringu team orders, to przewaga 31-latka nad Lewisem Hamiltonem byłaby większa.
Włosi nie zdecydowali się na ułożenie rezultatów wyścigu pod Vettela, co zaskoczyło niektórych ekspertów. Sam Raikkonen zapewnił, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to z chęcią pomoże młodszemu koledze w walce o tytuł.
- Nic się nie zmieniło. Postępujemy zgodnie z wytycznymi, jakie mi przedstawiono w roku 2007, gdy przybyłym do Ferrari po raz pierwszy. Tylko dziennikarze robią z tego wielką historię. Team orders będą odgrywać kluczową rolę wcześniej czy później. Wpłyną też na mnie, ale ten moment jeszcze nie nadszedł - stwierdził Raikkonen.
Fiński kierowca po raz kolejny odniósł się też do plotek, że obecny sezon jest jego ostatnim w barwach stajni z Maranello. Według "La Gazetta dello Sport", w przyszłym roku jego miejsce w Ferrari ma zająć Charles Leclerc.
- Zobaczymy czy będę kontynuować karierę w Ferrari, czy też nie. W tej chwili nie znam odpowiedzi na to pytanie - dodał.
ZOBACZ WIDEO Piotr Świerczewski: Zakończenie współpracy z Adamem Nawałką to błąd