Już na początku roku szefowie Haasa powtarzali, że zamierzają walczyć o czwarte miejsce w klasyfikacji konstruktorów Formuły 1. Wtedy wielu ekspertów wyśmiewało zapowiedzi amerykańskiej ekipy, która dysponuje jednym z mniejszych budżetów w stawce. Amerykanie mają też jeden z najmniejszych personeli w F1.
Tymczasem dobre wyniki Haasa sprawiły, że niektórzy kierowcy nie ukrywali uszczypliwości pod adresem tego zespołu. - Ich samochód to replika Ferrari. Myślę, że na starcie mamy więcej niż jeden zespół z Maranello - twierdził Fernando Alonso.
Obecnie Amerykanie plasują się na piątym miejscu w klasyfikacji konstruktorów z niewielką stratą do Renault. To po części efekt słabej jazdy Romaina Grosjeana, który kilkukrotnie stracił punkty wskutek banalnych błędów. - Myślę, że Haas jest bliżej czołowej trójki niż my - rzekł ostatnio Carlos Sainz, kierowca Renault.
Tymczasem kierownictwo Haasa odrzuca sugestie, że ich relacja z Ferrari jest zbyt bliska i powinna zostać zakazana w F1. - Inne nowe zespoły, które wchodziły do F1 zachowywały się dość głupio. Nie zrozumcie mnie źle. Prowadziły je inteligentne osoby i nie robiły nic złego. Tyle, że robiły to samo, co duże ekipy. Tymczasem nie da się rywalizować z większymi graczami na równi, gdy jesteś nowicjuszem. Można obrać klasyczną drogę, ale my obraliśmy inny kierunek i okazał się on trafny - podsumował Gunther Steiner, szef Haasa.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Francuzi od urodzenia musieli walczyć. "Większość zawodników pochodzi z imigranckich dzielnic"