Williams może nie przetrwać kryzysu. "Nie jestem pewien ich finansów"
John Barnard w przeszłości konstruował zwycięskie samochody McLarena i Ferrari. Obecnie Brytyjczyk przygląda się rywalizacji w F1 z dystansem. Martwi się jednak o przyszłość Williamsa. - Nie wiem czy przetrwają obecny kryzys - mówi.
Boullier złożył rezygnację z pracy w McLarenie na początku lipca, a obecnie Brytyjczycy przechodzą przez proces restrukturyzacji. Jednym z jego elementów jest zatrudnienie Jamesa Keya na nowo utworzonym stanowisku dyrektora technicznego.
Problem w tym, że Key związany jest umową z Toro Rosso i nie wiadomo kiedy rozpocznie pracę w nowym miejscu. Barnard chwali jednak ruch McLarena. - Musisz mieć kogoś, kto łączy pracę wszystkich grup. Obecnie zespoły rozrosły się do takiego stanu, że mamy zespoły pracujące nad konkretną częścią, w tym aerodynamiką. Jedni zajmują się przednim skrzydłem, inni tylnym, ktoś jeszcze strefą chłodzenia. Każda z tych grup musi iść na kompromisy. Dlatego na szczycie tej hierarchii musi być ktoś kogo nazwałbym dyrektorem technicznym. Bez takiej osoby niemożliwa jest sytuacja, w której wszyscy idą w jednym kierunku. Bo jak będzie jakiś problem, to każdy powie "to nie moja wina" - uważa Brytyjczyk.
Znany inżynier bardziej martwi się losami Williamsa. - Jak dla mnie, Williams jest w gorszej sytuacji niż McLaren. Ci drudzy są w o tyle komfortowej sytuacji, że mają bogatych właścicieli. Mówimy o poważnym przedsiębiorstwie opartym na pieniądzach z Bliskiego Wschodu. Ich kieszenie są napchane pieniędzmi. Co do finansów Williamsa już taki pewny nie jestem, nie wiem jak dokładnie wygląda sytuacja akcjonariuszy tej ekipy - dodaje.
Barnard w pełni popiera postulat Claire Williams, by w F1 jak najszybciej wprowadzić limity finansowej, bo może to pomóc mniejszym ekipom i uratować je przed bankructwem. - Podejrzewam, że ma rację. Z chęcią zobaczyłbym limity kosztów w F1, jak zespoły będą sobie z nimi radzić. Pamiętam, że rozmawialiśmy o cięciu wydatków już w roku 1990 - stwierdza.
Były pracownik McLarena i Ferrari obawia się jednak, że zespoły znajdą sposób na to, by obchodzić regulaminy i nadal będą wydawać ogromne kwoty na rywalizację w F1. - W latach 90. były różne propozycje. Okazywało się jednak, że duże zespoły czy producenci są w stanie sobie radzić z takimi limitami. Sposobów na to jest mnóstwo. Jeden z projektów przepisywano innemu działowi w fabryce, aż nagle okazywało się, że można wykorzystać go w F1 i trafiał do samochodów. Dlatego bardzo trudno to kontrolować. Czekam z zainteresowaniem na to, co się wydarzy i zobaczymy co wymyślą - podsumowuje Barnard.