Polskim kibicom doskonale znana jest historia Roberta Kubicy. Polski kierowca przeżył w 2011 roku fatalny wypadek, w którym doznał skomplikowanej kontuzji ramienia, ale nie zamierzał się poddawać. Już po kilkunastu miesiącach można go było oglądać na trasach rajdów, a po ponad sześciu latach ponownie zjawił się w padoku Formuły 1.
Świat motorsportu zna też przypadki Alexa Zanardiego i Billy'ego Mongera. Włoch, mający na swoim koncie występy w F1, we wrześniu 2001 roku przeżył fatalny wypadek na niemieckim Lausitzringu w wyścigu Champ Car. Uszkodzenia w jego samochodzie były na tyle poważne, że nogi Zanardiego zostały zmiażdżone. Groziła mu śmierć z powodu wykrwawienia. Helikopterem transportowano go do szpitala w Berlinie, równocześnie podając krew. To uratowało mu życie, ale medycy musieli mu amputować nogi.
Dramat Mongera rozegrał się niemal 16 lat później. W kwietniu 2017 roku uczestniczył on w poważnym karambolu na Donington Park w wyścigu Formuły 4. Zawody rozgrywano w deszczu, jeden z kierowców jadących przed Mongerem miał problemy z samochodem i zwolnił. Brytyjczyk tego nie zauważył i uderzył w niego z ogromną prędkością.
Wspólna historia
Zanardi i Monger spotkali się niedawno w Rzymie. Mieli okazję porozmawiać, wymienić się doświadczeniami, bo chociaż dzieli ich ponad 30 lat, to mają podobne przeżycia. Dla obu kierowców utrata nóg nie była bowiem powodem, by skończyć ze ściganiem.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa
- Gdy się obudziłem i zorientowałem się, że nie mam nóg, byłem naładowany lekami. To sprawiało, że ten ból nie był tak ogromny. O utracie nóg powiedziała mi żona, była przy tym bardzo pragmatyczna. Sam byłem wtedy przeszczęśliwy, bo amputacja kończyn była najmniejszym z moich problemów. Po prostu, cieszyłem się, że żyję - opowiada Włoch w materiale, który "BBC" przygotowało na jego temat.
Lekarze nie mieli wątpliwości. Wydali na Zanardiego wyrok śmierci. Jeszcze w helikopterze był reanimowany. Jego żona usłyszała, że ma przygotować się na najgorsze. Operacji podjął się dr Terry Tremmel, ale nie wierzył w jej szczęśliwe zakończenie. - Próbował kiedyś uratować życie przyjaciela, choć wiedział, że sytuacja jest beznadziejna. Miał świadomość, że on umiera. Doświadczenie wynikające z lat pracy oraz jego wiedza mówiły jasno, że nie ma sposobu, by mnie uratować - wspomina 51-latek.
Zanardi bardzo dobrze zniósł informację o swoim kalectwie. Miał świadomość, że to dopiero początek jego walki. O powrót do normalnego funkcjonowania, o ponowną rywalizację na torze. - Najgorsze było przede mną. Powiedziałem żonie, że jest dobrze, że ma się nie martwić, że najważniejsze jest to, że już nie jestem umierający - dodaje kierowca z Włoch.
Wsparcie z całego świata
Wypadek Mongera zdarzył się w innych czasach. Informacja o potężnym karambolu w wyścigu F4 szybko przedostała się do mediów społecznościowych. W kwietniu 2017 roku tysiące kibiców czekało na kolejne informacje z toru. Tym bardziej, że operacja wydobycia nastolatka z wraku samochodu przedłużała się. To zwiastowało najgorsze.
- Byłem przytomny w samochodzie przez jakieś 45 minut od wypadku. Już wtedy zdałem sobie sprawę jak poważne są to urazy. Aż nagle lekarze wprowadzili mnie w stan śpiączki. Od tego momentu jest czarna dziura. Nie pamiętam nic z moich pierwszych trzech dni w szpitalu. W tym okresie odbyły się operacje, w trakcie których amputowano moje nogi, itd. - opowiada Monger.
19-latek, podobnie jak Zanardi, nie miał większych problemów z zaakceptowaniem swojego losu. - W tej sytuacji dobre było to, że nie musiałem podjąć tej decyzji sam, że po prostu się obudziłem i nie miałem nóg. Było po sprawie. To zmieniło wszystko. Nie jestem doktorem, nie znam się na tym. To ich robota i skoro uznali, że amputacja jest najlepszym i jedynym wyjściem, to im ufam - stwierdza brytyjski kierowca.
Jego historia dotknęła jednak nie tylko kibiców, ale też największe gwiazdy Formuły 1. Bardzo szybko stworzono internetową zbiórkę pieniędzy dla Mongera. JHR Developments, zespół Mongera, miał nadzieję na uzbieranie 260 tys. funtów. Odzew był jednak ogromny. Datki na kontuzjowanego kierowcę przekazywali m. in. Lewis Hamilton, Jenson Button czy Max Verstappen. Ostatecznie udało się zgromadzić ponad 840 tys. funtów, ponad trzy razy więcej niż zakładano.
Powrót do ścigania
Zanardi i Monger dopytywali się lekarzy o możliwość powrotu na tor. I to w pierwszych godzinach od utraty nóg. Włoch znajdował się w trudniejszej sytuacji, bo na początku XXI wieku okoliczności były inne. Wtedy nikt nie wyobrażał sobie, by FIA wydała zgodę na rywalizację niepełnosprawnemu kierowcy.
- Ignorancja. To przerażało najbardziej. Każdy mówił, że jeśli pozwoli mi startować, to doprowadzę do poważnego wypadku i nie tylko uszkodzę siebie, ale też innych. Szukali wymówek i mówili "nie". A ja żartowałem, że przecież drugi raz nie stracę nóg. W końcu po kilku próbach dostałem zielone światło i otrzymałem licencję wyścigową - opowiada Zanardi.
Włoch wrócił do rywalizacji po dwóch latach od wypadku. Zgłosił się do rywalizacji w Europejskich Mistrzostw Samochodów Turystycznych (ETCC). Otrzymał do dyspozycji specjalnie zmodyfikowany samochód BMW. Gdy okazało się, że świetnie sobie radzi, przeniósł się do mistrzostw świata (WTCC). Wygrał nawet cztery wyścigi. Gdy zrezygnował z rywalizacji na torze, przerzucił się na hanbike'a. Z igrzysk paraolimpijskich w Londynie i Rio de Janeiro wrócił ze złotymi medalami.
Przykład Zanardiego utorował drogę innym. Zyskał na tym Monger, gdy sam zapragnął się ścigać. - Wyczyn Alexa sprawił, że zmieniło się podejście ludzi do niepełnosprawnych kierowców. To mi pomogło. Gdy zacząłem pytać ludzi czemu nie mogę się ponownie ścigać, tak naprawdę nie mieli odpowiedzi. Musiałem tylko udowodnić, że jestem w stanie prowadzić samochód, że potrafię wydostać się z maszyny w regulaminowym czasie, jeśli doszłoby do jakiegoś pożaru albo niebezpiecznej sytuacji - zdradza kierowca z Wysp.
Ostatecznie Monger dopiął swego. Na początku roku kibice zobaczyli go w F3. W debiucie stanął nawet na podium, zaś w czerwcu pojawiła się informacja o odbyciu testów samochodem F1. Brytyjczyk otrzymał do dyspozycji model Saubera z roku 2011.
Bo właśnie to różni go od Zanardiego, że jego dramat rozegrał się na początku kariery, gdy Monger dopiero co snuł plany dotyczące kolejnych startów i rywalizacji w F1. Dlatego też Brytyjczyk zapowiada, że zrobi wszystko, by mimo braku nóg dostać się do królowej motorsportu.
- Kiedy miałem osiem lat, oglądałem Formułę 1. To było to. Widziałem tych chłopaków, których uważałem za najlepszych kierowców na świecie. Głęboko w głowie mam zakodowane, że moim marzeniem od zawsze były starty w F1. To ten sport oglądałem w telewizji, dopingowałem takich zawodników jak Lewis Hamilton czy Jenson Button - podsumowuje Monger.