Jeszcze przed rozpoczęciem Grand Prix Włoch kierownictwo Mercedesa powtarzało, że po weekendzie zadecyduje o podziale zespołu na lidera i pomocnika, aby w ten sposób ułatwić Lewisowi Hamiltonowi walkę o tytuł mistrzowski. Niespodziewana wygrana na Monzy, po której 33-latek ma aż 30 punktów przewagi nad Sebastianem Vettelem, zmieniła plany.
- Nie lubię team orders. Nie są najlepszym rozwiązaniem i nie są dobre dla tego sportu i kierowcy. Lewis nie chce otrzymywać niczego za darmo, a Valtteri nie zamierza się poddawać. Będziemy analizować sytuację wyścig po wyścigu. Na Monzy rozmawialiśmy o tym, ale nie było potrzeby wydania poleceń któremuś z kierowców. Zobaczymy jak będzie w Singapurze - stwierdził Toto Wolff, szef Mercedesa.
Słowa Austriaka należy jednak przyjąć z dystansem, bo Grand Prix Włoch było kolejnym wyścigiem, w którym Mercedes poświęcił Valtteriego Bottasa, by zwiększyć szanse Hamiltona na zwycięstwo. Specjalnie opóźniono pit-stopa Fina, by w ten sposób zblokował on jadącego za nim Kimiego Raikkonena. Manewr ten się udał w stu procentach. Wcześniej podobną taktykę zastosowano na Węgrzech.
- To nie jest tak, że poświęciłem swój wyścig, by trzymać Kimiego za swoimi plecami. Gdyby mnie wyprzedził, na pewno moje tempo by spadło. Wiedziałem, że dzięki takiej taktyce będę w stanie zaatakować później pozycję Maxa Verstappena. Dlatego nie zgodzę się z tym, że mój wynik jest gorszy przez to blokowanie. Wszystko poszło dobrze - powiedział Bottas.
Fiński kierowca ma świadomość, że jego strata do Hamiltona jest bardzo duża i nie ma szans na walkę o tytuł. - Dlatego jestem skłonny do współpracy wtedy, kiedy ma ona sens. Jesteśmy tutaj jako zespół i musimy być realistami. Mercedes chce wygrać oba tytuły - dodał.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa
Na Monzy ... nie było potrzeby ...
Zobaczymy jak będzie w Singapurze ... Nic dodawać nie trzeba. : )