Wraz z tym sezonem zakończy się druga przygoda Kimiego Raikkonena z Ferrari. Fin, który w roku 2007 zdobył dla stajni z Maranello tytuł mistrzowski, powrócił do niej w sezonie 2014. W ostatnich miesiącach pozostawał jednak w cieniu Sebastiana Vettela i nie był w stanie regularnie walczyć o zwycięstwa. Dlatego też producent postanowił w jego miejsce zakontraktować Charlesa Leclerca.
Raikkonen o decyzji Ferrari dowiedział się podczas ostatniego Grand Prix Włoch i od razu rozpoczął rozmowy z Sauberem, w którym debiutował w F1 w roku 2001. - Znałem zespół i ludzi tam pracujących. Od tego się zaczęło. To nie jest tak, że od początku miałem w głowie myśl o powrocie, że były jakieś ambitne plany od dawna - powiedział 38-latek.
Podczas konferencji prasowej przed Grand Prix Singapuru dziennikarze byli jednak niezwykle ciekawi o powody transferu Raikkonena. Wielu ekspertów było bowiem przekonanych, że fiński kierowca zakończy karierę. - Po prostu chciałem tam startować. Po co czynisz wszystko tak skomplikowanym? - rzucił wyraźnie zdenerwowany.
Finowi nie przeszkadza też fakt, że obecnie ekipa z Hinwil dysponuje znacznie mniej konkurencyjnym samochodem niż Ferrari. - Nie wiem, co się stanie w przyszłym roku. Nikt z nas tego nie wie. Nie dbam o to, co myślą inni. Miałem swoje powody, by wybrać Saubera i póki co jestem z nich zadowolony, to jest dla mnie wystarczające - dodał.
"Iceman" zaprzeczył też pojawiającym się plotkom, że wraz z podpisaniem kontraktu nabył część akcji w Sauberze. - Zawarłem umowę jako kierowca i mam nadzieję, że nim pozostanę. Nikt jednak nie wie, co wydarzy się w przyszłości. Zawsze są jakieś plotki, ale nie mam żadnej umowy na temat innej roli w Sauberze - podsumował.
ZOBACZ WIDEO Polska - Irlandia. Reprezentanci poznali Brzęczka. Glik opowiedział o zmianach pod wodzą nowego trenera