Pierre Gasly na długo zapamięta wydarzenia z tegorocznego Grand Prix Rosji. Zaraz po starcie do wyścigu z samochodu Daniela Ricciardo odpadły drobne elementy, które ominęły system Halo w pojeździe Gasly'ego i trafiły w wizjer jego kasku.
- Myślę, że jakiś element karbonu odpadł z maszyny Daniela i poleciał prosto w mój wizjer. To było przerażające. W pierwszej chwili myślałem, że on przebił szybkę i trafił prosto w oko. Na szczęście ostatecznie odłamki odbiły się od wizjera i spadły do kokpitu - powiedział 22-latek.
Gasly nie ukrywa, że cała sytuacja go zdekoncentrowała. - Byłem w czwartym zakręcie, gdy musiałem wyrzucać odłamki z kokpitu poza samochód. Straciłem na tym kilka dziesiątych sekundy. Miałem wtedy taką myśl, że niewiele brakło, aby te elementy znalazły się w moim oku. Na szczęście wizjer jest zrobiony z tak mocnego materiału, że wytrzymał - dodał kierowca ekipy z Faenzy.
Incydent z Soczi pokazuje jednak niedoskonałość systemu Halo. Gdy przed tym sezonem wprowadzano pałąk ochronny do F1, krytycy tego rozwiązania zwracali uwagę na to, że nie uchroni on kierowcy od lecących w jego kierunku drobnych elementów z rozbitego samochodu.
- Odłamki przeleciały pod systemem Halo. Muszę to dokładnie obejrzeć później, bo tak jak mówiłem, było to przerażające. Wizjer wytrzymał w tej sytuacji, ale być może powinniśmy stale poprawiać bezpieczeństwo w F1 i zwracać uwagę na takie kwestie. Prędkość ma również wpływ przy takim incydencie. W zakręcie drugim nie była ona najwyższa. Gdybym został trafiony odłamkami przy 300 km/h, być może byłoby dużo gorzej - podsumował Gasly.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa