Wydarzenia w Austin od startu układały się po myśli Kimiego Raikkonena. Fin świetnie wystartował i nie przestraszył się Lewisa Hamiltona, który spychał go w kierunku bandy na dojeździe do pierwszego zakrętu. Później na korzyść 39-latka zagrała strategia Ferrari, bo o ile on pojawił się tylko na jednym pit-stopie, o tyle Hamilton dwukrotnie meldował się u mechaników.
Raikkonen na wygraną w F1 czekał 2044 dni. Po raz ostatni widzieliśmy go na najwyższym stopniu podium w Australii w roku 2013. Doświadczony kierowca nie robił jednak afery ze swojego sukcesu.
- Szampan smakuje tak samo jak w momencie, gdy ostatni raz byłem na podium. Do każdego weekendu podchodzimy z takim nastawieniem, by dać z siebie wszystko. Jeśli tak się dzieje, to zakładamy, że będziemy w stanie walczyć o wygraną. Tak się stało tym razem. Od początku czułem się pewnie za kierownicą i myślę, że wykonaliśmy dobrą robotę - stwierdził mistrz świata z sezon 2007.
Fin, który po sezonie żegna się z Ferrari, podkreślił, że wygrana niewiele zmienia w jego życiu. - Nigdy nie robię z tego wielkich rzeczy, to tylko wygranie wyścigu. Zwyciężałem już w Grand Prix w przeszłości, mam na swoim koncie tytuł mistrza świata. Kolejny sukces na koncie nie zmieni mojego życia. Może inni teraz patrzą na mnie nieco inaczej. Zwycięstwo na pewno jest fajne, ale to nie jest najważniejsze - dodał.
Ozdobą wyścigu w Austin była walka Raikkonena z Maxem Verstappenem i Lewisem Hamiltonem na ostatnich okrążeniach. Fin był jednak w stanie utrzymać bezpieczną przewagę nad Holendrem. - Opony nie były w najlepszym stanie, ale Max miał ten sam problem. Każdy z nas miał dość prędkości, by zachować dystans nad rywalem. Wszystko złożyło się u nas w czasie i najwyraźniej podjęliśmy słuszne decyzje. Dzięki temu wygraliśmy - podsumował.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc: Dakar? Chciałbym to zrobić profesjonalnie