To kolejny incydent pomiędzy Fernando Alonso a Lancem Strollem w ostatnim czasie. Kanadyjczyk wypchnął Hiszpana poza tor w poprzednim Grand Prix Japonii, ale obaj byli w stanie kontynuować jazdę. W Austin siła uderzenia była tak duża, że doszczętnie zniszczona została prawa część w McLarenie prowadzonym przez 37-latka.
- Nie jestem zły. Jestem rozczarowany, bo spędziłem dziesięć dni w Stanach Zjednoczonych, by pojechać w wyścigu, a on zakończył się po 600 metrach tylko dlatego, że ktoś we mnie wjechał - powiedział reprezentant ekipy z Woking.
Alonso podkreślił, że Formuła 1 powinna być serią, w której ścigają się najlepsi kierowcy świata, a ostatnie incydenty z udziałem Strolla temu przeczą. - Dla FIA to będzie większy problem, jeśli nadal będą pozwalać na coś takiego. Teoretycznie, w wyścigach długodystansowych, w których się ścigam, jest więcej kierowców amatorów. Tymczasem tam nigdy nie miałem takich sytuacji. Może gdy dojdzie do jakiegoś poważnego wypadku, to w końcu coś zrobią - dodał Hiszpan.
Dla kierowcy McLarena sytuacja z Austin to kolejny dowód na to, że w dobrym momencie opuszcza F1. - Trzeba poszukać frajdy w innych seriach, w których można się ścigać przeciwko 34 samochodom, amatorom, 60-latkom. I tam nic się nie dzieje. Tymczasem w F1 potrzebowalibyśmy takich zderzaków jak mają gokarty w wypożyczalniach. Wszystko po to, by każdy mógł wjeżdżać w rywali - stwierdził Alonso.
Sędziowie ukarali Strolla za doprowadzenie do wypadku karą przejazdu przez aleję serwisową. Pozbawiło to kierowcę Williamsa szans na korzystny rezultat w Austin. 19-latek zameldował się na mecie na ostatniej pozycji.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Uderzył kolegę z... drużyny! Niecodzienna sytuacja