Po wyścigu o Grand Prix Stanów Zjednoczonych Ross Brawn chwalił jakość widowiska na torze w Austin i podkreślał, że ogromny wpływ na to miał fakt, że wskutek deszczowej opony zespoły straciły jeden dzień treningowy i nie mogły zebrać wystarczającej ilości danych.
Jednak już w Meksyku sytuacja wyglądała zgoła odmiennie i fani Formuły 1 zobaczyli mało porywające widowisko. Dyrektor sportowy F1 za sytuację obwinia opony Pirelli.
- W Meksyku mieliśmy nie tylko do czynienia z różnicami w wydajności samochodów, ale do tego doszło zarządzanie oponami. Hulkenberg, Leclerc, Vandoorne i Ericsson mieli tylko jeden pit-stop. Potem każdy z nich jechał bardzo ostrożnie, by dotrzeć do mety na tym ogumieniu - stwierdził Brawn.
Zdaniem Brytyjczyka, jakość ścigania w F1 byłaby lepsza, gdyby włoski producent zapewniał opony o większym zużyciu. - To trudne wyzwanie dla nich. Z jednej strony muszą dostarczać opony, które szybko ulegają degradacji i gwarantują ekscytujące wyścigi. Z drugiej, kierowcy chcą w pełni wykorzystać potencjał swoich samochodów dzięki wytrzymałemu ogumieniu. O kompromis w tej sytuacji niełatwo - dodał dyrektor sportowy F1.
Niedawno został rozpisany przetarg, który ma wyłonić nowego dostawcę opon dla F1. Oprócz Pirelli zgłosił się do niego koreański Hankook. - To nie nasza decyzja, ale jeśli pytacie mnie o moje odczucia, to nie rezygnowałbym z doświadczenia, jakie zebraliśmy w ostatnich latach - ocenił Maurizio Arrivabene, szef Ferrari.
ZOBACZ WIDEO: Paweł Fajdek znalazł się na ustach całego świata. "Ta historia nie zniknie już nigdy"