Takiej historii Formuła 1 jeszcze nie widziała. Powrót Roberta Kubicy na pola startowe F1 wymyka się poza ramy wyobraźni. 18 operacji w jednym roku po rajdowym wypadku, tysiące godzin mozolnej rehabilitacji i hektolitry potu, aby odzyskać jak największą sprawność w ręce, która już nigdy w pełni sprawna nie będzie. Najzwyczajniej to nie miało prawa się udać, ale nie mówimy o zwyczajnym sportowcu.
Mówimy o kierowcy, który w chwili wypadku miał podpisaną przedwstępną umowę z Ferrari, Fernando Alonso nazywa go najlepszym spośród najlepszych, a Lewis Hamilton najtrudniejszym rywalem z jakim kiedykolwiek walczył na torze. Kierowcy, którego naturalny talent i czysta prędkość wręcz nakazywały widzieć w nim przyszłego mistrza świata.
Teraz wraca na szczyt motorsportu, do najbardziej niedostępnej dyscypliny, gdzie popyt utalentowanych kierowców, marzących o fotelu w samochodzie F1 wielokrotnie przewyższa podaż miejsc w 10 zespołach. Kubica dokonał cudu dostając się tam w 2006 roku, z kraju bez tradycji w motorsporcie, bez żadnego wsparcia finansowego. Wracając po ośmiu latach przerwy udowodnił, że choć jego ciało nosi ślady serii złamań, on nigdy złamać się nie dał. Ciężka praca, nadludzka determinacja i przede wszystkim poziom sportowy, dzięki temu 17 marca w Australii znów będziemy mieli przyjemność oglądać Polaka ścigającego się w Formule 1.
Co do wsparcia finansowego... Orlen jako sponsor Williamsa za dwa lata obecności w F1 ma przelać na konto zespołu 100 mln złotych. Sporo osób jest oburzona tą sumą. Traktują to jako niepotrzebną fanaberię, aby Polak mógł sobie "pojeździć". Patrzę na to zupełnie inaczej. Oczywiście bez pieniędzy Orlenu Kubica nie byłby w stanie wrócić, bo takie są realia obecnej Formuły 1, ale z drugiej strony to Kubica otwiera przed Orlenem drzwi do najbardziej elitarnego sportu na świecie. Nie ma lepszego miejsca dla spółki z branży paliwowej do reklamowania swojej marki niż F1. To motoryzacyjna Liga Mistrzów. Bez Kubicy taka inwestycja po prostu nie miałaby sensu, nie opłacałaby się.
W sytuacji, kiedy doprowadzenie młodego kierowcy od serii juniorskich przed bramy F1, bez żadnych gwarancji, że przez nie przejdzie, kosztuje około 10 mln euro to sytuacja z Kubicą była wręcz promocją. Orlen nie mógł zrobić lepszego biznesu. Kilka tygodni temu mój kolega z redakcji WP Opinie pytał w felietonie, czy warto wydawać tyle pieniędzy na marzenie jednego człowieka. Nie wiem, jak wycenić marzenia, ale jednego jestem pewny - nie było to marzenie jednego człowieka. Właśnie się spełniło.
ZOBACZ WIDEO: Gąsiorowski ostrzega: Myślenie, że Kubica wsiądzie do bolidu i wskoczy na podium to błąd