Robert Kubica chce dokonać niemożliwego. Po raz drugi w swoim życiu

Getty Images / Mark Thompson / Na zdjęciu: Robert Kubica
Getty Images / Mark Thompson / Na zdjęciu: Robert Kubica

Powrót Roberta Kubicy do F1 po 8-letniej przerwie nie jest rekordowym osiągnięciem. Ponad 10 lat trwała bowiem przerwa w startach Jana Lammersa. Przypadek Polaka jest jednak szczególny, bo jako jedyny otwarcie mówi o chęci rywalizacji z czołówką.

W tym artykule dowiesz się o:

W klasyfikacji wszech czasów Robert Kubica znajdzie się na czwartym miejscu, jeśli chodzi o przerwę między wyścigami w F1. Gdy w marcu 2019 roku znajdzie się na polach startowych Grand Prix Australii, od jego ostatniego występu w Abu Zabi w sezonie 2010 minie dokładnie 8 lat i 123 dni. Przypadek Polaka jest jednak inny. Kierowca Williamsa wprost mówi o chęci rywalizacji z najlepszymi.

- Byłem już w czołówce i wiem czego mi potrzeba, aby wrócić na najwyższy poziom - mówił niedawno w Abu Zabi.

Krakowianin nie myśli o powrocie na chwilę, występie w kilku wyścigach. Ma ambitne plany, o czym najlepiej świadczy fakt, że jego kontrakt posiada opcję "1+1". Jeśli tylko Kubica udowodni swoją wartość, zobaczymy go w stawce również w roku 2020.

Powroty na chwilę

W swojej historii Formuła 1 widziała przypadki kierowców, którzy wracali do startów po bardzo długiej przerwie. Najlepszym tego przykładem jest Jan Lammers. Sylwetkę Holendra przytaczaliśmy na naszych łamach w styczniu tego roku. Lammers, po tym jak zaliczył występy w sezonie 1982, powrócił do rywalizacji w roku 1992.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 98. Włodzimierz Zientarski porównał dramat syna do walki Roberta Kubicy

Realia powrotu Lammersa były jednak nieco inne, niż ma to miejsce w przypadku Kubicy. Po tym jak wyleciał z F1 za pierwszym razem, regularnie startował w innych seriach wyścigowych i nie rozstawał się z samochodem. W roku 1992 zgłosiła się do niego ekipa March, która była na skraju bankructwa i nie dysponowała konkurencyjnym samochodem. Zespół potrzebował gotówki Holendra, a firmy z nim związane zapłaciły za starty. Kontrakt miał obowiązywać nawet przez sezon 1993, ale March wycofał się z F1.

- Widziałem w motorsporcie wielu ludzi, którzy są niezadowoleni ze swoich występów aż do śmierci, bo nie zrealizowali swoich ambicji. Ja tak nie mam. Miałem cudowne życie. Przez 40 lat robiłem, to co kocham. Dlaczego mam narzekać? - powiedział Lammers.

Z kolei Luca Badoer, który wrócił do F1 po ponad dziewięciu latach, ratował Ferrari w sezonie 2009. To efekt wypadku i kontuzji Felipe Massy na węgierskim Hungaroringu. Zespół z Maranello miał niewiele czasu, by znaleźć zastępstwo za Brazylijczyka. Wybór padł na Badoera, który był kierowcą testowym Ferrari. Szybko zdano sobie jednak sprawę z tego, że nie gwarantuje on nawet walki o punkty, przez co w jego miejsce sprowadzono Giancarlo Fisichellę.

Przed Kubicą znalazł się też Pete Lovely, ale ten nigdy nie zagościł w F1 na stałe. Gdy jego pierwszy epizod z królową motorsportu zakończył się niepowodzeniem, postawił na wyścigi w Stanach Zjednoczonych. To właśnie występy na północnoamerykańskim kontynencie pozwoliły mu na krótko wrócić do F1 w roku 1969 po 8 latach i 304 dniach przerwy. Nie bez znaczenia była wtedy też geografia. Lovely pojawił się bowiem w Grand Prix rozgrywanych w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Meksyku.

Nieudany powrót Schumachera

Również w najnowszej historii F1 mieliśmy do czynienia ze spektakularnymi powrotami. Michael Schumacher po sezonie 2006 kończył karierę, by po kilku latach zatęsknić za rywalizacją z najlepszymi. "Schumi" chciał pomóc Mercedesowi w nawiązaniu kontaktu z czołówką F1. Miał wtedy 41 lat. Przerwa między wyścigami trwała 3 lata, 4 miesiące i 20 dni.

W trakcie swojej trzyletniej przygody z Mercedesem tylko raz stanął na podium. Często przegrywał też wewnętrzne pojedynki z Nico Rosbergiem. - Ludzie, którzy dołączyli do F1 w tym momencie, widzą takiego Schumachera. Tymczasem powinni pamiętać Michaela z czasów Ferrari, zwycięskiego. Nie widzą bohatera, a jedynie człowieka, który upadł na dno - komentował w roku 2012 na łamach "The Guardian" Bernie Ecclestone, ówczesny szef F1.

Jednak to nie do Schumachera należy rekord, jeśli chodzi o przerwę w startach w najnowszej historii F1. 5 lat i 176 dni. Tyle dzieliło Grand Prix Chin w roku 2005 i Grand Prix Malezji w roku 2011. W tych wyścigach zobaczyliśmy Naraina Karthikeyana. Hindus, choć pochodzi z rodziny o bogatych tradycjach w motorsporcie, starty zawdzięczał głównie zapleczu finansowemu.

To pokazuje z jakim wyzwaniem mierzy się Kubica. Polak dokonał już jednego niemożliwego, czyli wrócił do królowej motorsportu po bardzo długiej przerwie. Teraz przed nim kolejna misja z gatunku "niemożliwych". Udowodnienie ekspertom i krytykom, że stać go na skuteczną jazdę. To coś, o czym wracający po wielu latach Lammers, Badoer czy Karthikeyan w ogóle nie myśleli.

Najdłuższa przerwa w startach w F1:

PozycjaKierowcaOstatni występPowrótOkres
1 Jan Lammers GP Holandii 1982 GP Japonii 1992 10 lat i 114 dni
2 Luca Badoer GP Japonii 1999 GP Europy 2009 9 lat i 296 dni
3 Pete Lovely GP USA 1960 GP Kanady 1969 8 lat i 304 dni
4 Robert Kubica GP Abu Zabi 2010 GP Australii 2019 8 lat i 123 dni
5 Andre Pilette GP Francji 1956 GP Belgii 1964 7 lat i 349 dni
6 Peter Revson GP Włoch 1964 GP USA 1971 7 lat i 27 dni
7 Eppie Wietzes GP Kanady 1967 GP Kanady 1974 7 lat i 26 dni
8 Mike Hailwood GP Monako 1965 GP Włoch 1971 6 lat i 98 dni
9 Narain Karthikeyan GP Chin 2005 GP Malezji 2011 5 lat i 176 dni
10 Hans Herrmann GP Niemiec 1961 GP Niemiec 1966 5 lat i 1 dzień
Źródło artykułu: