Brendon Hartley idzie na wojnę z Toro Rosso. Kierowca nie może powiedzieć prawdy o F1

Materiały prasowe / Toro Rosso / Na zdjęciu: Brendon Hartley w pit-lane
Materiały prasowe / Toro Rosso / Na zdjęciu: Brendon Hartley w pit-lane

- Myślałem, że mam długoterminową umowę - twierdzi Brendon Hartley, który niedawno został pozbawiony miejsca w Toro Rosso. Nowozelandczyk po raz kolejny zaatakował swojego byłego pracodawcę.

Nie tak miała wyglądać przygoda Brendona Hartleya z Toro Rosso. Nowozelandczyk dołączył do zespołu z Faenzy pod koniec roku 2017 i jak przekonuje, podpisał z nim wieloletni kontrakt. Tymczasem już po kilku wyścigach pojawiły się plotki, że otoczenie Red Bulla szuka nowego kierowcy na jego miejsce.

Ostatecznie Hartley stracił miejsce w Toro Rosso po sezonie 2018. Na jego koncie znalazły się ledwie 4 punkty, podczas gdy Pierre Gasly wywalczył ich 29. To przekonało stajnię prowadzoną przez Franza Tosta do zwolnienia nowozelandzkiego kierowcy.

- W tym sezonie po kilku wyścigach pojawiały się pogłoski, że szukają kogoś na moje miejsce. To było dla mnie duże zaskoczenie, bo myślałem, że mam długoterminową umowę. Wróciłem do F1 jako zdobywca tytułu WEC, z wygraną 24h Le Mans, by po chwili słuchać plotek na mój temat. Co chwilę musiałem odpowiadać na pytania dotyczące mojej przyszłości - powiedział Hartley.

Hartley sądzi, że był niedoceniany przez własny zespół, co nie pomagało mu w uzyskiwaniu dobrych wyników. - Jestem zadowolony z tego, jak sobie poradziłem z sytuacją. W takich okolicznościach inni ludzie mogliby pęknąć. Mnie te doświadczenia wzmocniły. Walczyłem, ewoluowałem przez cały sezon, podczas gdy w prasie ciągle były nagłówki "musi się poprawić, pokonać swojego kolegę z zespołu" - dodał Nowozelandczyk.

ZOBACZ WIDEO: Włodzimierz Zientarski wspomina wypadek Kubicy w F1. "Jego ojciec wybiegł ze studia"

Wysiłek kierowcy doceniła Honda. Japończycy, gdy stało się już jasne, iż Hartley pożegna się z Toro Rosso, wydali specjalny komunikat. W nim podziękowali za jego trud włożony w rozwój silnika. Nowozelandczyk miał okazać się pod tym względem znacznie bardziej przydatny Hondzie niż Gasly.

- F1 jest bardzo skomplikowana. Płyną przez nie ogromne pieniądze, czasem decyduje polityka. Zdarzają się sytuacje, w których kierowca opuszcza zespół lub też w nim zostaje niekoniecznie na podstawie wyników. To są takie rzeczy, których nie jesteś w stanie kontrolować - ocenił Hartley.

Nowozelandczyk nie może jednak zdradzić powodów, dla których musiał odejść z Toro Rosso. - To coś, czego nie mogę ujawnić. Chciałbym któregoś dnia móc opowiedzieć tę historię. Prawdopodobnie teraz nie wszystko, co się pojawia jest całkowicie szczere - dodał.

Hartleya w sezonie 2019 na pewno nie zobaczymy w królowej motorsportu, ale nie wyklucza, że pojawi się w niej ponownie. - Mam superlicencję, mam doświadczenie z F1. Nie skreślam swoich szans i nie powiedziałbym, że te drzwi są zamknięte. Sprawy w F1 mogą się szybko zmienić - podsumował.

Komentarze (2)
avatar
Maciej Piwowarczyk
7.12.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Zdarzają się sytuacje, w których kierowca opuszcza zespół lub też w nim zostaje niekoniecznie na podstawie wyników. "
na szczesie tutaj opuscil zepol tylko i wylacznie ze wzgledu na osiagane w
Czytaj całość
avatar
jck
7.12.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Przyznaj że słaby jesteś... nie wykonałeś zadań jakie ci powierzono, ja wywaliłbym cię na zbity pysk już rok temu