Jean-Pierre van Rossem pojawił się w świecie Formuły 1 w roku 1989 i stał za wprowadzeniem do stawki zespołu Onyx. Wyłożył na nią pieniądze ze swojej firmy inwestycyjnej Moneytron, ale nie obyło się bez kontrowersji. Bardzo szybko pokłócił się z szefostwem ekipy i zaczął grozić opuszczeniem królowej motorsportu.
Tak też się stało, bo van Rossem nie dogadał się z Porsche w sprawie kupna nowych silników V12 i już po sezonie 1990 Onyx przeszedł we własność Petera Monteverdiego, szwajcarskiego kolekcjonera i producenta samochodów.
- Przykro mi, że zmarł, bo bez niego Onyx i ja prawdopodobnie nigdy nie dotarlibyśmy do F1. Był ekstrawagancki i nieprzewidywalny. Bez wątpienia był jednak bardzo inteligentny i miły, pod warunkiem że w pobliżu nie było blasku reflektorów - powiedział Mike Earle, szef ekipy Onyx w latach 1989-1990.
Van Rossem jawił się jako człowiek renesansu. Nie tylko był właścicielem zespołu, ale sam też brał udział w wyścigach. W roku 1989 partnerował nawet Keke Rosbergowi podczas wyścigu 24h na torze Spa-Francorchamps w Belgii. Z zawodu był ekonomistą, ale w swoim życiu napisał też kilka książek, zajmował się również polityką.
Cieniem na jego dokonania kładzie się pobyt w więzieniu. Belg został skazany za oszustwa podatkowe. W trakcie pobytu za kratkami napisał dziennik, w którym podsumował swoje dokonania życiowe. Jeszcze w zeszłym tygodniu sąd w ojczyźnie wydał przeciwko niemu kolejny wyrok skazujący za malwersacje finansowe.
Van Rossem miał 73 lata.
ZOBACZ WIDEO: Włodzimierz Zientarski wspomina wypadek Kubicy w F1. "Jego ojciec wybiegł ze studia"