Wzloty i upadki Fernando Alonso. Gdyby nie charakter, byłby wielką legendą

Materiały prasowe / McLaren / Na zdjęciu: Fernando Alonso
Materiały prasowe / McLaren / Na zdjęciu: Fernando Alonso

Fernando Alonso ostatnim wyścigiem sezonu 2018 pożegnał się z Formułą 1. Hiszpan nie wyklucza powrotu do królowej motorsportu, ale realia nie pozostawiają złudzeń. To koniec kariery kontrowersyjnego kierowcy w F1.

Formuła 1 będzie tęsknić za Fernando Alonso. Co do tego wątpliwości nie ma chyba nikt - ani jego wielcy fani, ani przeciwnicy. Niełatwo jest przedstawić w krótkim tekście karierę Hiszpana. Była ona pełna wzlotów, upadków i złych decyzji. Jedno jest pewne. Nikt nie poprowadziłby swojej kariery w F1 tak, jak Alonso.

Kontrowersyjnego kierowcy nie ma już w królowej motorsportu, pozostało jednak sporo znaków zapytania. Czy gdyby nie kilka błędów i niewłaściwych zachowań, Alonso nie byłby w tej chwili trzykrotnym mistrzem? A może czterokrotnym? Niektórzy twierdzą nawet, że Hiszpan mógłby dogonić w ilości tytułów Michaela Schumachera. Teraz to tylko gdybanie.

Początki były łatwe

Kariera kontrowersyjnego zawodnika rozpoczęła się od gokartów. Mały Fernando otrzymał pojazd, który pierwotnie dostała jego starsza siostra. Ta jednak nie była zainteresowana ściganiem. Gokarta odziedziczył więc jej brat. Szybko zaczął wygrywać.

Pierwsza styczność Fernando Alonso z pojazdami jednomiejscowymi to rok 1998. Już w sezonie 1999 zadebiutował w mistrzostwach i natychmiast zaczął wygrywać. Jego debiut w F1 miał miejsce dwa lata później. Hiszpan został najmłodszym zdobywcą pole position, najmłodszym zwycięzcą wyścigu i najmłodszym mistrzem świata.

ZOBACZ WIDEO: Włodzimierz Zientarski o powrocie Roberta Kubicy do F1 i dramacie syna

Młody kierowca na samym szczycie

Pierwszy tytuł mistrzowski to 2005 rok. Po latach dominacji Ferrari i Michaela Schumachera pojawił się właśnie Alonso. Sam kierowca w połowie tamtego sezonu powiedział brytyjskiemu "Guardianowi", że walka o mistrzostwo nie była nawet jego celem. - Na początku roku nawet o tym nie myślałem. Z wyścigu na wyścig to staje się coraz bardziej realne. W bolidzie z 2003 roku miałem szansę na punkty, z 2004 na podia, a teraz mogę wygrywać - mówił wtedy.

W trakcie roku 2006 Alonso przestał się dogadywać z Renault, aż ostatecznie podjął decyzję o przejściu do McLarena. Po drodze zarzucił jednak swojemu zespołowi, że go nie wspiera. - Wyraźnie nie chcą, żebym zabrał jedynkę na bolidzie na nos McLarena. Nie są za mną i nie życzą sobie, żebym zwyciężył - twierdził Hiszpan.

Zmiany nie zawsze bywają dobre

Fernando Alonso uciekł do brytyjskiej ekipy, ale nie wytrzymał w niej długo. Mimo niezłych wyników, nie dogadywał się ze swoim zespołem. Powód? Kierowca zarzucał teamowi, że faworyzuje on młodego Lewisa Hamiltona. Alonso bardzo wyraźnie zaakcentował swój pogląd. Niestety, w dosyć mało dyplomatyczny sposób. W trakcie kwalifikacji na Węgrzech celowo dłużej pozostał u mechaników, przez co Brytyjczyk nie zmieścił się w czasie i nie zdążył wyjechać na finałowe okrążenie.

Później kierowca z Oviedo pogorszył jeszcze sytuację, grożąc szefowi ekipy, że wyjawi wszystkie tajne informacje, które miałyby pogrążyć McLarena w sprawie afery szpiegowskiej, która wybuchła właśnie w 2007 roku. Wtedy jasnym stało się, że Hiszpan odejdzie z McLarena.

- Jego współpraca z Hamiltonem mogła być czymś wspaniałym. To bez wątpienia dwa największe talenty Formuły 1 ostatnich 20 lat. Niestety, wygrało ego Hiszpana. Nie zniósł tego, jak dobrze radził sobie Brytyjczyk. Razem mogli osiągnąć wszystko. Nie udało się - powiedział dziennikarz Will Buxton z oficjalnego portalu Formuły 1.

Każdy kolejny krok był gorszy

Później Alonso zaliczył niezbyt udaną przygodę z zespołem Ferrari, z którego odszedł bez większego żalu, a karierę w F1 kończył w ekipie McLarena, gdzie początkowo ścigał się na silnikach Hondy. Nie miał problemu z tym, by w sposób bezczelny krytykować japońskiego producenta. Zdarzało mu się włączyć radio jedynie po to, by powiedzieć głośno, że jeździ bolidem z silnikiem GP2.

Kibice z pewnością pamiętają także obrazek z Alonso, który opala się na leżaku po wycofaniu z wyścigu. - W pewnym momencie wielki mistrz był przedstawiany trochę karykaturalnie. Zapracował sobie na to, ale spora też w tym zasługa mediów - stwierdził Buxton.

Czasu nie da się cofnąć

Ekspert nie ma wątpliwości, że Hiszpana stać było na zostanie absolutną legendą. - Najważniejsze jest to, że on mógł mieć cały świat u stóp. Mógł być najlepszy, być może nawet w całej historii Formuły 1. Tymczasem jest tylko dwukrotnym mistrzem, co w jego przypadku można nazwać porażką. Być może zbyt mocno chciał być kimś, kim wydawało mu się, że być powinien, zamiast być po prostu prawdziwym, autentycznym kierowcą - ocenił dziennikarz.

Być może Alonso stać było na dużo więcej. Czasu nie da się jednak cofnąć. Kontrowersyjny Hiszpan pozostanie jedną z legend. Mógł być największym z największych. Pozostanie dobrym przykładem na to, że czasem warto nauczyć się pokory. Świat wyścigów to nie tylko rywalizacja na torze. Potrzeba również nieco dyplomacji.

Dlatego tak trudno uwierzyć w powrót Alonso do F1. Hiszpan skutecznie palił za sobą mosty w dotychczasowych zespołach. Powrót do McLarena możliwy był tylko dlatego, że zmieniło się w nim kierownictwo, które nie pamiętało jego wybryków z roku 2007. O współpracy z 37-latkiem nie chcą słyszeć szefowie Mercedesa czy Ferrari. Efekt jest taki, że swoje ostatnie lata w F1 spędził za kierownicą niekonkurencyjnego samochodu. Bo nie miał innego wyboru. W lepszych zespołach był po prostu niechciany.

Komentarze (0)