Latem szefowie Red Bull Racing oczekiwali, że Daniel Ricciardo odeśle im podpisany przez siebie kontrakt. Tymczasem Australijczyk zadzwonił do Helmuta Marko, by poinformować o odejściu z zespołu. 29-latek postanowił związać się z Renault, choć francuski zespół osiągał w ostatnim okresie gorsze wyniki niż "czerwone byki".
Na zakończenie roku kierownictwo Red Bulla postanowiło zrobić rachunek sumienia i jest przekonane, że uczyniło wszystko, aby zatrzymać Ricciardo w swoich szeregach. - Analizowaliśmy tę sytuację i mogę powiedzieć tyle, że zrobiliśmy wszystko, co było w naszych mocach - powiedział Christian Horner, szef Red Bull Racing.
Brytyjczyk rozumie jednak decyzję swojego byłego podopiecznego. - To on chciał poszukać nowego wyzwania. Myślę też, że Daniel obawiał się rosnącego w siłę Verstappena. Nie był też pewien, co do przesiadki na silniki Hondy. Dopiero potem zobaczył, że to co mówimy na temat jednostek Japończyków, staje się prawdą - dodał Horner.
Szef Red Bulla uważa, że jego zespół był dobrze przygotowany na ruch Ricciardo i łatwo przyszło mu podjąć decyzję o zakontraktowaniu Pierre'a Gasly'ego w jego miejsce. - Zawsze masz "plan B" w takiej sytuacji. Myślę. że na pewnym etapie zdaliśmy sobie sprawę, że temat Daniela robi się poważny. Wtedy bardzo łatwo przyszło nam spojrzeć w kierunku Gasly'ego - wyjaśnił Horner.
ZOBACZ WIDEO: Włodzimierz Zientarski: Powrót Kubicy to w pewnym sensie medyczny cud
Horner odrzucił też sugestie, jakoby w ostatnich miesiącach Red Bull faworyzował Maxa Verstappena kosztem Ricciardo. - Nie ma u nas nierównego traktowania kierowców. Daniel może to powiedzieć wprost. Meksyk był pierwszym Grand Prix, w którym pokonał Maxa w kwalifikacjach i to po bardzo długiej przerwie. Po prostu, jazda kwalifikacyjna Verstappena w tym roku była imponująca. To musiało mieć wpływ na decyzję Ricciardo o odejściu - podsumował szef ekipy z Milton Keynes.