W minioną sobotę Sebastian Vettel i Mick Schumacher tworzyli zespół Niemiec podczas zawodów Race of Champions. Ich wspólny występ zbiegł się w czasie z ogłoszeniem faktu, że "Schumi" został nowym członkiem akademii talentów Ferrari. Tym samym 19-latek idzie w ślady swojego ojca Michaela.
- To świetna informacja. Mam nadzieję, że Mick pozostanie w Ferrari przez wiele lat i któregoś dnia będziemy tworzyć duet kierowców w F1. A może to właśnie jemu oddam kierownicę w czerwonym samochodzie, gdy przyjdzie mi zakończyć karierę? - zastanawia się Vettel.
Vettel może okazać się prorokiem, bo jego kontrakt z Ferrari obowiązuje do końca 2020 roku i w momencie jego wypełnienia, kierowca będzie mieć 33 lata. Tymczasem w Maranello stawiają na młodość. Partnerem byłego mistrza świata w tym roku będzie zaledwie 21-letni Charles Leclerc.
- Pozyskanie Micka to wspaniała historia. Udowodnił swoją wartość i myślę, że zasługiwał na miejsce w akademii. Cieszę się, że Ferrari pokonało Mercedesa w staraniach o jego kontrakt. Program juniorski w Maranello jest dobrym środowiskiem i sprzyja rozwojowi młodych - ocenił inżynier Luigi Mazzola, który przed laty pracował z Michaelem Schumacherem.
Tymczasem sobotni występ w RoC wypadł dla Vettela i Schumachera dość okazale. Niemiecki duet awansował do wielkiego finału imprezy, która odbyła się na torze im. braci Rodriguezów w Mexico City. W decydującej batalii kierowcy z Niemiec musieli jednak uznać wyższość teamu nordyckiego.
- Kiedy debiutowałem w RoC, startowałem w parze z Michaelem. Pamiętam jak wtedy na niego patrzyłem. Byłem pełen podziwu, a teraz startuję z jego synem. Coś wspaniałego. Gdyby Michael był tutaj, byłby dumny z Micka - przekazał Vettel.
ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar. Wyjątkowa edycja wyścigu za nami. "Wydmy dały się kierowcom we znaki"