Łukasz Kuczera: Formuła 1 (nie) na sprzedaż. Zakulisowe gierki z Ecclestonem w tle (komentarz)

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: start do wyścigu F1
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: start do wyścigu F1

Trudno uwierzyć w to, aby Formuła 1 znów miała trafić pod młotek. Jeśli ktoś wydaje 8 mld dolarów na biznes, to nie rezygnuje z niego po niespełna trzech latach. To bardziej zakulisowe gierki, na których stracić mogą... zespoły.

Niedzielna informacja o możliwej sprzedaży Formuły 1 zszokowała środowisko. Zwłaszcza, że pojawiła się w niej adnotacja o możliwym powrocie Berniego Ecclestone'a. Ekscentryczny Brytyjczyk ma swoich fanów. Również w Polsce, gdzie pewnie kibice pamiętają jego niedawne słowa, że zadbałby o to, aby Robert Kubica trafił do lepszego zespołu niż Williams.

F1 nie trafi jednak z powrotem w ręce Ecclestone'a. Z prostego powodu. Brytyjczyk ma już 88 lat. To nie przypadek, że postanowił spieniężyć swój biznes na ostatnim etapie swojego życia. Nawet jeśli Ecclestone lubi się pojawiać na niektórych wyścigach, pragnie uwagi mediów i bardzo chętnie krytykuje obecne szefostwo. Jak długo potrwa jeszcze taki stan? Rok, dwa?

W ogóle, między bajki należy włożyć opowieść o tym, że Liberty Media planuje całkowitą lub częściową sprzedaż akcji F1. Jeśli ktoś wykłada 8 mld dolarów, to jest to projekt rozpisany na wiele lat. Nie dwa, nie trzy. Nawet jeśli szefom amerykańskiej firmy opornie idzie przekonywanie zespołów do nowych regulacji. Nawet jeśli niepewne są gruntowne zmiany, jakich mieliśmy być świadkami począwszy od roku 2021.

Wypuszczenie plotki o możliwej sprzedaży F1, i to akurat przez amerykański serwis "John Wall Street", to bardziej forma zakulisowych gierek. Przecież Liberty Media właśnie przeciąga linę w negocjacjach z zespołami. Właścicielowi F1 idzie opornie. Nadal niezatwierdzony jest limit wydatków. Wiadomo, co najwyżej tyle że jego wprowadzenie się opóźni. Nie będzie to rok 2021, a bardziej 2023.

ZOBACZ WIDEO Chorągiewka przerwała mecz! Niecodzienna sytuacja w spotkaniu Manchesteru City [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

To cios dla mniejszych ekip jak Williams czy Haas, ale też cios dla Liberty Media. Bo oznacza przedłużenie okresu, kiedy to trzy czołowe zespoły (Mercedes, Ferrari, Red Bull Racing) mają znaczącą przewagę nad resztą stawki. Formuła 1 w takim wydaniu jest nieatrakcyjna dla wszystkich. Kibiców, sponsorów, kierowców. Po co oglądać wyścig, skoro z góry wiadomo, że kierowca słabszej ekipy może liczyć na maksymalnie siódme miejsce?

Pogłoski o możliwej sprzedaży F1 mogą wywołać chaos w głowach szefów zespołów F1. W tym momencie muszą się oni głowić nad tym czy nie przyjąć zasad proponowanych przez Liberty Media, bo może za chwilę do stołu usiądzie jeszcze twardszy zawodnik. A co, jeśli zrealizuje się czarny scenariusz i nie uda się na czas ustalić nowego Porozumienia Concorde, które reguluje zasady funkcjonowania i finansowania ekip F1?

Niektórzy zwracają uwagę na to, że informację o możliwej sprzedaży F1 podał też portal "Formula Money", który w przeszłości wielokrotnie był kojarzony... z Ecclestonem. Wprawdzie nigdy nie udowodniono, że właściciel F1 stoi za tym serwisem, ale posiadał on dość precyzyjne i sprawdzone wyliczenia finansowe dotyczące F1. Gdyby pójść tym tropem, Brytyjczyk taką plotką podstawiałby nogę obecnym właścicielom królowej motorsportu.

Która wersja wydaje się być bardziej prawdopodobna? Trudno osądzić. Jedno wydaje się za to dość pewne. Formuła 1 nie zmieni właściciela. Odpowiednio sfabrykowana plotka sprawi co najwyżej, że jedna ze stron szybciej pójdzie na ustępstwa dotyczące regulaminu na rok 2021.

Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: